Rozdział 2
- Nie – powiedziała Lily a potem spojrzała na profesor
McGonagall. – Nie. Pani Profesor, to nie możliwe. Nie.
Nauczycielka jednak nie zwróciła na nią uwagi. Zamiast tego
przyglądała się Jamesowi, zaciskając usta w cienką linię i nawet nie próbując
ukryć złości.
- Co to ma znaczyć, Potter? – powtórzyła ostro pytanie. –
Nie przyszedłeś na spotkanie Prefektów? Co ty sobie myślisz?
- Przepraszam, pani profesor, zupełnie o tym zapomniałem –
powiedział szybko James. – To się więcej nie powtórzy, obiecuję.
- Zapomniałeś! – prychnęła nauczycielka, a Lily spojrzała na
Jamesa z niedowierzaniem. – Potter, czy ty w ogóle…
- Naprawdę przepraszam, to się nigdy więcej nie powtórzy –
powiedział natychmiast James. Do drzwi rozległo się głośne pukanie.
- Weź się w garść Potter – rzuciła ostro nauczycielka. –
Idźcie do Wielkiej Sali, przekażcie prefektom informacje – dodała, podając
pergaminy Lily. – Potter, żeby mi to był ostatni raz.
- Oczywiście, pani profesor.
- Ale… - Lily spojrzała zszokowana na opiekunkę domu, która
już podeszła do drzwi by przywitać pierwszoklasistów.
- Lepiej chodźmy – rzucił krótko James, a Lily poczuła silną
pokusę by go uderzyć. Przez ułamek sekundy naprawdę to rozważała, a potem
wyminęła go bez słowa i ruszyła przed
siebie wściekła.
- Evans, poczekaj – zawołał za nią i nim się zorientowała, już szedł obok. – Przepraszam, naprawdę, nie chciałem.
- Wypchaj się – rzuciła, przyspieszając kroku.
- Przepraszam, zgubiłem tą cholerną odznakę i nie mogłem jej
znaleźć – powiedział szybko.
Zatrzymała się, kiedy miała pewność, że uczniowie nie
usłyszą jej z tej odległości.
- Jesteś nieodpowiedzialnym idiotą – powiedziała ostro. –
Zostawiłeś mnie samą! Mam w nosie twoje przeprosiny. Szukałam cię całą podróż,
a ty nie raczyłeś nic powiedzieć.
- Próbowałem ci to wyjaśnić, ale na mnie nakrzyczałaś –
usprawiedliwił się szybko James. – A potem mnie unikałaś, co według ciebie
miałem jeszcze zrobić?
- Przyjść na czas!
- Nie możesz być wściekła przez cały czas. Czy ci się to
podoba, czy nie, czeka nas rok współpracy i…
- To się jeszcze okaże – powiedziała ostro, cisnęła w jego
stronę część pergaminów. – A teraz bierz
się do roboty bo nie będę wszystkiego robić sama.
Odeszła nim James zdołał coś jeszcze powiedzieć.
- Mam przewalone – oznajmił James. – Taka wpadka i to
pierwszego dnia!
Uderzył głową w kolumnę łóżka.
- Jak mogłem tak nawalić! – jęknął powtarzając uderzenie.
Syriusz poderwał się i złapał przyjaciela, nim ten po raz kolejny zderzył się z
kolumną.
- Nawaliłeś, ale to nie pomoże – powiedział przytrzymując
go mocno.- Evans tego nie widzi.
- Masz rację – mruknął, a Syriusz go puścił. James znów
opadł na kolumnę.
- Kretyn! Jestem cholernym kretynem. Evans ma rację –
westchnął. Syriusz znów ściskał go mocno i tym razem nie zamierzał puścić.
- Aż tak źle nie jest – zapewnił go Syriusz, a Remus i
Peter, którzy przysłuchiwali się temu w milczeniu, wyjątkowo żałując
przyjaciela przytaknęli bez przekonania głowami. – Evans jest zła, ale jej
przejdzie. Nie pierwszy raz jej podpadłeś i nie ostatni.
- Racja – powiedział James, kiwając głową. Okulary zsunęły
mu się na czubek nosa a jedno ze szkiełek pękło w rogu. Zamrugał. – To nie
koniec. Bywało gorzej.
- Otóż to – zgodził się Syriusz, zdjął okulary z nosa
przyjaciela i naprawił je zaklęciem. – Mądry chłopiec. Wiedziałem, że w końcu
zrozumiesz.
James wsunął okulary na nos.
- Myślicie, że w końcu jej przejdzie? – zapytał, kiedy
Syriusz wrócił na swoje łóżko. Wymienili porozumiewawcze spojrzenie.
- W końcu… pewnie kiedyś tak – powiedział ostrożnie Remus.
James jęknął i po raz piąty tego wieczora uderzył głową o kolumnę łóżka.
- Kompletny, nieodpowiedzialny idiota! Zapomniał przyjść! –
Lily krążyła po dormitorium gestykulując gwałtownie. Mary McDonald, Charlotte
Stone i Emma Doe przyglądały jej się w milczeniu skulone na jednym łóżku. – Nie
mogę uwierzyć, że ze wszystkich chłopaków w siódmej klasie Dumbledore wybrał
akurat jego! Pierwszoklasista byłby bardziej odpowiedzialny.
- Dumbledore wie co robi – zauważyła nieśmiało Mary, a
pozostałe dziewczyny powoli pokiwały głowami. – James nie jest przypadkowym
wyborem. Może jest lekkoduchem, ale ma świetne oceny, jest lubiany i ma dobry
kontakt z innymi i…
- Jest nieodpowiedzialny – powiedziała ostro Lily.
- Wydaje mi się, że troszkę go demonizujesz – wtrąciła
nieśmiało Charlotte. – Jest energiczny i żywiołowy, ale w ciągu ostatniego roku
oni wszyscy trochę stonowali.
- W czasie Uczty Pożegnalnej lewitowali stół Ślizgonów!
- To Huncwoci – powiedziała Emma jakby to stwierdzenie miało
wszystko wytłumaczyć. - To był żart, Lily. Jeden z niewielu jakie ostatnie
zrobili. I musisz przyznać, że wszystkim był on potrzebny.
- Wiemy, że go nie lubisz i całkowicie to rozumiemy - powiedziała łagodnie Charlotte. – Ale nie
uważam, żeby to była całkowita pomyłka.
- Lottie ma rację, Lily – zgodziła się cicho Mary. –
Naprawdę mogłaś trafić gorzej.
- Sama nie wierzysz w to, co mówisz.
- Nadal jesteś zła? – zagadnęła Charlotte, siadając obok
Lily przy śniadaniu. – Wiesz, podobno złość piękności szkodzi.
Lily, która od dłuższej chwili machinalnie mieszała swoją
kawę, potrzebowała chwili nim dotarły do niej słowa przyjaciółki.
- Nie – powiedziała znużonym głosem. - Jeszcze nie.
- Chyba już – poprawiła ją z lekkim uśmiechem Charlotte.
Lily potrząsnęła głową.
- Nie, jeszcze nie. Chyba nie do końca się jeszcze obudziłam
– wyznała, przecierając oczy i ziewnęła przeciągle. – Dlaczego każą nam wstawać
tak rano?
Charlotte nałożyła sobie na talerz sporą porcję jajecznicy.
- Po sześciu latach powinnaś się przyzwyczaić – stwierdziła
z rozbawieniem.
- Do Pottera i jego bandy też powinnam się przyzwyczaić –
mruknęła Lily i wzięła łyk kawy. – Do Historii Magii z Binnisem i tego, że
Irytek raz w tygodniu pluje mi gumą we włosy też. Widać przyzwyczajenie nie
leży w mojej naturze.
- Czy dobrze słyszę, że ktoś tu rozsiewa pozytywną energię z
samego rana?- zagadnęła Mary, siadając przy Charlotte. Emma usiadła
naprzeciwko.
- Jak każdego innego dnia, Lily Evans jest w tej kwestii
niezawodna – zaśmiała się Charlotte. Lily posłała im mordercze spojrzenie i
wzięła kolejny łyk kawy.
- Nie robię tego codziennie – westchnęła.
- Owszem. Robisz. Codziennie.
- Od sześciu lat.
- Siedem razy w tygodniu.
Lily otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale po chwili
namysłu potrząsnęła tylko głową i wróciła do picia kawy.
- Wasz szlaban zaczyna się dziś o siódmej – powiedziała
profesor McGonagall, podając Jamesowi plan zajęć. – Zgłosicie się do pana
Filcha. Potter, Lupin, po obiedzie jest spotkanie prefektów. Czekajcie na mnie
pod moim gabinetem. Postaraj się tym razem nie zapomnieć, Potter – dodała do
Jamesa.
- Postaram się, pani profesor – obiecał James.
- Evans, ciebie też się to dotyczy – dodała do Lily, która
pochylała się nad kubkiem z kawą. Podniosła głowę.
- Oczywiście, pani profesor – powiedziała i pochyliła się
nad swoim planem. James poczekał aż McGonagall oddali się i pochylił się przez
stół do Remusa.
- Spotkanie? – zapytał. – Jakie spotkanie?
- Czy ty w ogóle przeczytałeś cokolwiek z tego co dostałeś z
odznaką? – spytał Remus, odkładając na bok wydanie Proroka Codziennego.
- Oczywiście – powiedział James, a po chwili dodał – że
zaraz to zrobię.
- Przydzielą nam obowiązki – wyjaśnił Remus, kiedy James
zaczął wyciągać na stół całą zawartość swojej torby. – Zacznij się w końcu
orientować…
- Nie podpowiadaj mu dojrzałości, jeszcze weźmie to sobie do
serca – oburzył się Syriusz. – A dojrzały na nic mi się nie przyda.
- Mamy dziś szlaban – przypomniał James, przerzucając kartki
podręcznika do transmutacji. – Mieliśmy wypracowanie na wakacje?
- Nie, w ubiegłym roku McGonagall wyjątkowo postanowiła nam
nic nie zadać – zakpił Remus. Oczy Petera rozszerzyły się ze zdziwienia.
- Jakie są szanse, że zdążymy napisać je przed transmutacją?
– spytał z powagą Syriusz, próbując znaleźć w rzeczach Jamesa swój plan. Remus
przewrócił oczami.
- Zerowe.
- W takim razie spróbuję – powiedział James, pakując
wszystko do torby i puścił się biegiem przez Wielką Salę. Syriusz wepchnął do
ust całą kanapkę i pochylił się po torbę. Zmrużył oczy i spojrzał na Remusa,
który ze spokojem kroił naleśnika.
- Czy my nie napisaliśmy już tego wypracowania?
- Tak – zgodził się lakonicznie Remus. Syriusz pokiwał głową
i usiadł na swoim miejscu.
- Powiemy mu później.
- Wielkie dzięki, zdrajcy – mruknął James, rzucając torbę na
biurko. – Napisałem stopę nim się zorientowałem, że już to kiedyś pisałem.
- Zamierzaliśmy ci powiedzieć – usprawiedliwił się Syriusz,
który siedział wyciągnięty z nonszalancją na krześle.
- Całe szczęście, że się spieszyliście – zakpił James. –
Zapamiętam to sobie. A teraz – ściszył głos, i pochylił się do przyjaciół –
jakie mamy plany na wieczór?
- Szlaban – przypomniał Remus. James przewrócił oczami.
- Tak, wiem, ale potem. Miałeś jakiś pomysł – powiedział z
podnieceniem do Syriusza.
- Pomyślałem, że może wybralibyśmy się na małą wycieczkę.
Nie mamy zapasów.
- Na jakiej podstawie sądzisz, że uda nam się zdobyć
coś do jedzenia w Hogsmeade środku nocy?
- Na jakiej podstawie sądzisz, że mam na myśli coś do
jedzenia? – spytał z łobuzerskim uśmiechem Syriusz. James wyszczerzył się w
szerokim uśmiechu. Remus przysunął się bliżej.
- Jeśli tylko Filch nas nie rozdziel…
Remus urwał, kiedy do klasy weszła profesor McGonagall.
- Wrócimy do tego później – szepnął Remus.
Lily stłumiła ziewnięcie i spojrzała na zegarek. Nie
należała do typu rannych ptaszków, ale zwykle udawało jej się wystarczająco
rozbudzić przed pierwszą lekcją. Teraz było inaczej. Nie spała prawie całą noc.
Kręciła się w łóżku, nie mogąc przestać myśleć o Potterze, a kiedy w końcu jej
udało, jedyną rzeczą na której mogła się skupić było to, że nie spać.
- Lily – Emma szarpnęła ją delikatnie za ramię. – Zasypiasz.
- Przepraszam – Lily potrząsnęła głową i spojrzała na
profesor McGonagall, która krążyła po klasie obserwując jak uczniowie próbują sprawić
by ich stołeczki zaczęły się ruszać. – Nie spałam za dobrze.
- Chociaż udawaj, że coś… - Emma urwała, gdy zza ich pleców
dobiegł ich głośne śmiechy. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę.
Stołeczki Syriusza i Jamesa stanęły na tylnych nogach i
zaczęły się ze sobą siłować. Cała klasa przyglądała im się rozbawiona. Kiedy stołeczek
Syriusza podniósł stołeczek Jamesa i cisnął nim o biurko, wszyscy wybuchli
śmiechem. Profesor McGonagall spojrzała na nich surowo, chociaż Lily mogłaby
przysiąc, że kąciki jej ust zadrżały niemal niezauważalnie.
- Co za dzieci – mruknęła Lily, kiedy stołek Jamesa się
poderwał i zaczął tańczyć na stole. Emma zachichotała.
- To zabawne – powiedziała i machnęła różdżką w kierunku
swojego stołka, który podskoczył i zamarł z powrotem. – I trudniejsze niż może
się wydawać.
Lily potrząsnęła głową, stłumiła ziewnięcie i sięgnęła po
różdżkę.
- Co roku jest samo – narzekała Emma, kiedy szły korytarzem
na obiad. – Przed końcem semestru wydaje mi się, że już wszystko opanowałam, a
kiedy wracamy okazuje się, że nic nie umiem…
- Twój stołek chociaż się ruszył – zauważyła Charlotte. –
Mój się podpalił.
- Tylko trochę dymił – pocieszyła ją Emma. – Tobie jedynej
się to udało.
- To jest pocieszające – stwierdziła Charlotte. Spojrzała na
Lily, która odkąd wyszły z klasy nie odezwała się ani słowem. – Ale chociaż
jednej z nas się udało. Jak ty to robisz?
W odpowiedzi Lily tylko uśmiechnęła się słabo.
- Chyba miałam szczęście – powiedziała cicho.
Charlotte pokiwała
głową i uśmiechnęła się.
Z Emmą i Mary
przyjaźniły się od pierwszego dnia szkoły. Wszystkie lubiły Lily, która zawsze
była dla nich miła i pomocna, ale ona od samego początku trzymała się na
uboczu, poświęcając więcej czasu Severusowi Snape’owi niż koleżankom z
dormitorium. Nawiązaniu silniejszej relacji nie pomagało też niezbyt dobre
zdanie, które większość Gryfonów – w tym
i dziewczęta - miała o Ślizgonie.
Kiedy na piątym roku przyjaźń Lily i Snape’a definitywnie
się skończyła, ściana między dziewczętami a rudowłosą nieco osłabła, ale nigdy
nie zniknęła na dobre. Lily nie mówiła wiele na swój temat. Bardzo rzadko się
na coś skarżyła i a prawdziwe emocje okazywała jedynie wtedy, kiedy działo się
coś naprawdę ważnego. Charlotte zazdrościła jej czasem tego, bowiem sama była
otwartą księgą dla każdego, kto ją spotkał. Nie wiedziała, czy był ktoś kto
potrafiłby czytać w ten sposób z Lily Evans.
- Idziesz na obiad? – zagadnęła Emma, która najwyraźniej
myślała o tym samym. Lily odgarnęła włosy z buzi.
- Muszę zajrzeć na chwilę do dormitorium przed spotkaniem
prefektów – powiedziała cicho, wyraźnie zakłopotana. – Dołączę do was później.
Lily rzuciła torbę na łóżko i usiadła na podłodze, opierając
głowę o materac. Zrobiła kilka głębokich wdechów.
- Weź się w garść – mruknęła, pocierając twarz dłońmi. –
Dalej, Lily. Dasz radę.
Spojrzała na zegarek i powoli zaczęła podnosić się z
podłogi. Miała niecałe pół godziny żeby przejrzeć notatki od profesor
McGonagall i zjeść obiad.
Westchnęła ciężko, wyjmując notatki z szafki nocnej i
przysiadła na brzegu łóżka. Drobne pismo nauczycielki rozpływało jej się przed
oczami. Zmęczenie coraz bardziej dawało jej się w kość.
Przymknęła powieki, wzięła głęboki wdech i wróciła do
czytania.
Otworzyła powoli oczy i podniosła głowę. Pergamin przyczepił
jej się do policzka. Zamrugała, spojrzała na zegarek i przeklęła siarczyście
pod nosem, wyskakując z łóżka.
Zasnęła. Naprawdę zasnęła i nie tylko nie zdążyła na obiad,
ale też nie miała pojęcia co McGonagall dała jej do przeczytania oraz była
spóźniona.
Złapała za torbę, wepchnęła kartki do środka i wybiegła z
dormitorium.
- Gdzie jest Evans? – spytał James, obracając się przez
ramię do Charlotte.
- Nie wiem – powiedziała cicho. – Miała przyjść na obiad.
James zmarszczył brew.
- Powinien wiedzie coś o tym spotkaniu? – spytał siedzącego
obok Remusa. Lupin wzniósł oczy do nieba. – Przeczytałem to co dostałem, ale
tam nic o tym nie ma!
- To dlatego, że to sytuacja nadzwyczajna, Potter –
powiedziała profesor McGonagall. – W związku z nasilającymi się atakami na mugoli
i mugolaków, musimy wprowadzić dodatkowe
środki ostrożności. Zamierzam je z wami omówić…
Lily biegła korytarzem, ślizgając się na marmurowej
posadzce.
- Lily!
Zatrzymała się, kiedy zobaczyła idącego w jej stronę
profesora Slughorna. Tylko nie teraz!
- Dzień dobry, panie profesorze – powiedziała, siląc się na spokój.
Zerknęła na zegarek i poczuła, że robi jej się gorąco. – Przepraszam, ale…
- Jak minęły ci wakacje, moja droga?- zapytał uprzejmie
nauczyciel, a Lily posiliła się na szeroki uśmiech.
- Bardzo dobrze, ale..
- Mam nadzieję, że…
Lily otworzyła chcąc coś powiedzieć, ale profesor już zaczął
snuć jedną ze swoich opowieści. Przeskoczyła niecierpliwie z nogi na nogę.
- Panie profesorze, naprawdę przepraszam, ale muszę iść,
jestem spóźniona na spotkanie prefektów – powiedziała w końcu nieco głośniej,
niż zamierzała. Nauczyciel zdawał się jednak nie usłyszeć zdenerwowania w
głosie uczennicy, uśmiechnął się tylko szerzej.
- Ależ oczywiście, Lily, naturalnie, słyszałem, moje
gratulacje – powiedział tylko. – Biegnij, moja droga.
- Dziękuję! – zawołała Lily, biegnąc w stronę ruchomych
schodów.
Kiedy dobiegła do gabinetu profesor McGonagall była już spóźniona dziesięć minut. Zapukała i nie czekając na odpowiedź weszła do
środka, przerywając nauczycielce w połowie zdania.
- Evans, cieszę się, że zaszczyciłaś nas swoją obecnością –
powiedziała oschle nauczycielka, ruchem różdżki wyczarowując jej dodatkowe
krzesło. Lily zauważyła, że w pomieszczeniu są tylko prefekci z Gryffindoru.
- Przepraszam, profesor Slughorn mnie zatrzymał na korytarzu
– usprawiedliwiła się Lily i usiadła obok Jamesa, który wpatrywał się w nią z
nieukrywaną satysfakcją. Rozejrzała się, chcąc zapytać co ją ominęło Remusa lub
Charlotte, ale oboje siedzieli zbyt daleko, by mogła to zrobić niezauważalnie
dla nauczycielki.
- Nowe zasady bezpieczeństwa – szepnął jej James, jakby
czytając w jej myślach. – Mamy mieć dodatkowe patrole po ciszy nocnej.
- Dzięki – mruknęła w odpowiedzi.
- To wszystko na dziś – zakończyła profesor McGonagall dziesięć
minut później. – Jesteście wolni. Potter, Evans wy zostańcie.
Lily westchnęła ciężko i spojrzała na Jamesa, który wyglądał
na całkiem wyluzowanego. Poczekali aż wszyscy wyjdą, McGonagall usunęła ruchem
różdżki krzesełka i usiadła za biurkiem, posyłając im surowe spojrzenie.
- Co ja mam z wami zrobić? – spytała ostro, patrząc to na
Lily, to na Jamesa. – Jest drugi września, a wasza dwójka już pokazała
nieodpowiedzialność. Nie spodziewałam się czegoś takiego po żadnym z was.
- Pani profesor – zaczęła Lily, ale nauczycielka uciszyła ją
spojrzeniem.
- Jeśli dotrze do mnie, że sytuacja się powtórzyła i któreś
z was nie wywiązuje się z obowiązków – powiedziała – wyciągnę konsekwencje. Weźcie
się oboje w garść, nie chcę się nigdy więcej za was wstydzić. A teraz możecie
iść.
Kiwnęli głowami, wymamrotali dziękuję i uciekli z gabinetu,
nim McGonagall zmieniła zdanie. Kiedy tylko drzwi gabinetu zamknęły się za nimi,
James wypuścił głośno powietrze.
- Mało brakowało – oznajmił i spojrzał na Lily, która grzebała
w swojej torbie, szukając planu lekcji. – Co się stało? Dlaczego się spóźniłaś?
- Nie twój interes – powiedziała oschle Lily i wyminęła go.
- Poczekaj, Evans – zawołał za nią.
- Daj mi spokój, Potter.
Usłyszała za sobą krok, a potem poczuła, że ktoś złapał ją
za ramię.
- Puść mnie – wycedziła przez zęby, próbując wyswobodzić się
z uścisku Jamesa, który był zaskakująco silny. – Powiedziałam, puść mnie.
James cofnął się zaskoczony.
- Jutro mamy pierwszy patrol – powiedział tylko,
przypatrując się Lily. – Mamy sprawdzić korytarze przed ciszą nocną. Charlotte
przekaże ci resztę.
Lily kiwnęła głową i nim zdążyła powiedzieć coś więcej,
James uśmiechnął się do niej i odszedł. Westchnęła i poszła w drugą stronę.
- Byłeś z Lily? – zagadnął niespodziewanie Remus w czasie
kolacji. – Zniknąłeś po spotkaniu.
- Zaraz – odezwał się Syriusz, marszcząc brwi. – Myślałem,
że przez cały czas byliście we dwóch.
- Byłem w bibliotece – powiedział zdawkowo Lupin i spojrzał na
Jamesa, który nagle okazał wielkie zainteresowanie porannemu Prorokowi Codziennemu.
- Tylko przez chwilę. McGonagall nas zatrzymała… O, będzie padać.
- To wszystko? – zdziwił się Syriusz, patrząc podejrzliwie
na przyjaciela. – Żadnych żali, że znów dała ci kosza i porównała do jakiegoś
dziwnego zwierzęcia?
- Tak – powiedział krótko James. – Czerwone Syreny się
rozpadły, coś takiego…
- To dziwne – stwierdził Peter. James westchnął.
- Nie zaprosiłem jej na randkę – oznajmił James, odkładając gazetę.
– Byłem na spacerze na błoniach.
- To jeszcze dziwniejsze – powiedział Peter, a przyjaciele
pokiwali żarliwie głowami.
- Jest na mnie wystarczająco zła – mruknął James. – Nie chciałem
drażnić jej jeszcze bardziej.
- To coś nowego – stwierdził Syriusz, wymieniając porozumiewawcze
spojrzenie z Remusem. Lupin wzruszył ramionami, a kiedy Syriusz ponaglił go niemo,
westchnął.
- Wiesz – powiedział powoli, próbując znaleźć dobre słowa. –
Może nie wszystko jeszcze stracone. W końcu… Będziecie teraz zmuszeni spędzać
ze sobą sporo czasu, prawda?
- Właśnie – podchwycił Syriusz. - Może jeszcze uda ci się ją namówić na randkę,
jeśli…
James zamyślił się, trawiąc słowa przyjaciół. Nagle
uśmiechnął się szeroko.
- Macie rację – stwierdził, pakując swoje rzeczy do torby. –
Chyba mam nawet pomysł.
- A… Ty dokąd? – zapytał Syriusz. – Mieliśmy omówić plan na
dzisiejszą noc….
- Może innym razem – powiedział James. – Muszę to wszystko
dobrze przemyśleć. Do zobaczenia w gabinecie Filcha!
Remus, Syriusz i Peter patrzyli oszołomieni jak James wybiega
z Wielkiej Sali.
- Co myśmy najlepszego zrobili – powiedział cicho Remus. – To
się nigdy nie uda.
Kiedy następnego wieczora uczniowie zaczęli schodzić się do Pokoi
Wspólnych Lily Evans właśnie szykowała się, by z niego wyjść. Przechodząc przez
dziurę w portrecie potknęła się i od upadku uratował ją tylko silny uścisk
czyichś dłoni na ramieniu.
- Coś takiego, przyszedłeś. Myślałam, że to nie w twoim
stylu – powiedziała oschle, kiedy odzyskała równowagę.
- Ja sądziłem, że powiedzenie chociaż dziękuję jest w twoim
stylu – odpowiedział James, chowając ręce w kieszeni. – Widać oboje się
myliliśmy.
- Dziękuję –
powiedziała cicho, nie patrząc w jego stronę. James nie odpowiedział. Powoli
ruszyli w milczeniu korytarzem.
- Myślisz, że długo mamy tak chodzić? – zapytał nagle James,
a Lily poczuła na sobie jego uważne spojrzenie.
- Nie – powiedziała cicho. – Musimy tylko sprawdzić, czy
żaden uczeń nie został poza Pokojem Wspólnym.
Ku jej zaskoczeniu James roześmiał się. Spojrzała na niego z
niedowierzaniem.
- Co cię tak bawi?
- To, że ktoś naprawdę sądzi, że dwójka Prefektów może
powstrzymać ucznia przed chodzeniem po szkole w czasie ciszy nocnej. Uwierz mi
– James zatrzymał się i spojrzał na Lily z rozbawieniem. – Jeśli ktokolwiek
chce tego, to na pewno wie, jak się schować żeby go nie złapać.
- Naprawdę? Bo ty jesteś ekspertem w chowaniu się,
prawda? - zakpiła Lily, czując rosnącą
irytację.
- Nie. – powiedział z przesadną skromnością, a jego twarz
rozjaśnił jeden z tych uśmiechów, których Lily tak bardzo nie znosiła. – Jestem
w tym po prostu naprawdę dobry.
- Jak we wszystkim, co nieodpowiedzialne i niewłaściwie – prychnęła Lily.
- To niesprawiedliwe – chociaż jego uśmiech nie
zniknął, a w jego głosie zabrzmiała
zaczepna nuta Lily odniosła wrażenie, że przez chwilę dostrzegła cień zawodu na
jego twarzy.
– Bardzo szybko
oceniasz ludzi, prawda, Lily Evans?
- Miałam na to sześć lat – zauważyła wymijająco Lily. – To
wystarczająco dużo czasu, żeby wciągnąć wnioski.
James zbył jej odpowiedź machnięciem ręki.
- Sześć lat wspólnych posiłków, lekcji i kilka epizodów
wystarczyło, żebyś nabawiła się o mnie tak złego zdania?
Lily wryło w ziemię.
- Epizodów! – prychnęła. – Nazywasz to wszystko… Epizodami?
Wzruszył ramionami.
- A jak inaczej mam to nazywać? – zapytał. Lily otworzyła
usta, ale zamknęła jej nie widząc co na to odpowiedzieć i nagle doszło do niej,
że James się zgrywa. Zaśmiał się i ruszył dalej. – Nazwiesz też epizodem
dzisiejszą bójkę z S… Snapem?
Coś w postawie Jamesa nagle się zmieniło, a wyraz jego
twarzy natychmiast się zmienił.
- To on zaczął – powiedział tylko krótko, a po chwili dodał.
– To co innego.
- To, że jest was czterech do jednego też jest czymś innym?
- Ja… - spojrzał na nią, a potem pokręcił głową, jakby
uznał, że nie warto. – Nie będę z tobą o tym dyskutować.
- Dlaczego? – zapytała ostro. – Zarzucasz mi, że zbyt szybko
wyrobiłam sobie o tobie zdanie, a nie chcesz się usprawiedliwić, kiedy masz na
to szansę?
- Nie – powiedział krótko. – I tak staniesz po jego stronie.
Zawsze stajesz.
- To… To nie prawda. Już nie.
James przyspieszył, co było jasnym sygnałem, że nie chce
rozmawiać. Lily zawahała się, a potem pobiegła za nim.
Znów pogrążyli się w milczeniu.
- Dlaczego to robisz? – spytała nagle.
- Robię co? – James spojrzał na nią z lekkim uśmiechem. Skręcili w korytarz prowadzący do
Portretu Grubej Damy.
- Zachowujesz się tak… - zawahała się, szukając odpowiednich
słów. James zatrzymał się i przyjrzał jej z uwagą. Wydawał się być rozbawiony.
- Tak…? – ponaglił ją, a Lily oparła się plecami o ścianę i
spojrzała w sufit. Milczała przez chwilę.
- Dziwnie – skończyła w końcu. – Jesteś dziś inny.
Poważniejszy i… Po co ta gra?
James uśmiechnął się i zrobił krok w jej stronę, a potem
oparł ręce na ścianie i pochylił się do jej twarzy. Lily odruchowo zacisnęła
ręce w pięści, gotowa zaatakować jeśli tylko chłopak odważy się na coś więcej.
Gdzieś z oddali dobiegł ją cichy głosik, że w każdej innej sytuacji James już krwawiłby
z nosa albo leżał skulony na posadzce z dłońmi przy kroku.
Być może sprawiła to późna pora, a może chwilowe zaćmienie,
ale Lily nagle nie przeszkadzał fakt, że James Potter po raz pierwszy znajdował
się tak blisko niej, że mogła dostrzec jaśniejsze plamki na jego tęczówkach.
- Skąd wiesz – zapytał cicho, a na jego ustach błąkał się
delikatny uśmieszek – że gram? W końcu ustaliliśmy już dziś, że oboje się
mylimy. Dobranoc, Lily Evans.
Wyprostował się i odszedł, zostawiając ją w kompletnie
oszołomioną.
Strasznie się cieszę, że wróciłaś. Twój blog jest jednym z najlepszych blogów potterowskich jakie czytałem, a mam wrażenie, że o Lily i Jamesie czytałem większość tego co napisano po Polsku. Postać Lexie jest dla mnie czymś wspaniałym. Sposób w jaki piszesz i w jaki rozmawiasz z bohaterami jest wspaniały. Jesteśmy w podobnym wieku, ja też mam dużą wyobraźnię, a mimo to nie odważyłem się pisać o Lily i Jamesie. Między innym z Twojego powodu. Bo wiem, że nie stworzę czegoś tak dobrego. Piszę o świecie Pottera ale brakuje mi tego błysku, które ma Twoje opowiadanie. Wiem jak wygląda życie na studiach, pewnie będziesz się też zmagać z magisterką. Dlatego tylko nieśmiało proszę, pisz jak najwięcej możesz bo wtedy ja odrywam się od swoich książek i wracam do świata czarów.
OdpowiedzUsuń