Kurcze, kurcze, kurcze. Zbierałam się cały rok, żeby skończyć ten rozdział. Przy każdym meczu reprezentacji, po ostatnich egzaminach w sesjach, w końcu po obronie licencjatu, ale zawsze było coś a im więcej nie pisałam, tym trudniej było mi się wbić w rytm i to skończyć. I w końcu dziś stanęłam pod ścianą i uparłam się, że to zrobię, ale napisanie tych ostatnich akapitów kosztowało mnie więcej trudu niż pisanie pierwszego rozdziału licencjatu, a warto wspomnieć, że robiłam to cały rok. To był bardzo ciężki rozdział, naprawdę :D Mam nadzieję, że słaba jakość zostanie mi wybaczona, walczę z Weną, żeby wróciła, bo naprawdę chcę to skończyć, ale z doświadczenia wiem, że aby Wena wróciła, muszę się rozpisać, a jestem naprawdę, naprawdę zardzewiała. W ciągu ostatnich dwóch dni napisałam i wykasowałam łącznie około trzech stron i nadal czuję, że to nie to, a jednak... dziś są urodziny. Mija dwa lata, odkąd dodałam pierwszy rozdział i te dziewięć rozdziałów to chyba najgorszy wynik w moi
Komentarze
Prześlij komentarz