Rozdział 9
Kurcze, kurcze, kurcze. Zbierałam się cały rok, żeby skończyć ten rozdział. Przy każdym meczu reprezentacji, po ostatnich egzaminach w sesjach, w końcu po obronie licencjatu, ale zawsze było coś a im więcej nie pisałam, tym trudniej było mi się wbić w rytm i to skończyć. I w końcu dziś stanęłam pod ścianą i uparłam się, że to zrobię, ale napisanie tych ostatnich akapitów kosztowało mnie więcej trudu niż pisanie pierwszego rozdziału licencjatu, a warto wspomnieć, że robiłam to cały rok. To był bardzo ciężki rozdział, naprawdę :D Mam nadzieję, że słaba jakość zostanie mi wybaczona, walczę z Weną, żeby wróciła, bo naprawdę chcę to skończyć, ale z doświadczenia wiem, że aby Wena wróciła, muszę się rozpisać, a jestem naprawdę, naprawdę zardzewiała. W ciągu ostatnich dwóch dni napisałam i wykasowałam łącznie około trzech stron i nadal czuję, że to nie to, a jednak... dziś są urodziny. Mija dwa lata, odkąd dodałam pierwszy rozdział i te dziewięć rozdziałów to chyba najgorszy wynik w moim życiu, ale... Mam dla nich jeszcze sporo planów, a powoli pojawiają się nowe, więc... Może jest jeszcze nadzieja dla tej historii.
Rozdział
9
- Zrywam naszą umowę – powiedział nagle.
Lily
podniosła głowę i spojrzała na niego a jej oczy rozszerzyły się w wyrazie
zdziwienia.
-
Słucham?
James
przez chwilę szukał odpowiednich słów, by wyjaśnić swoją decyzję, a potem
przesunął się jeszcze bliżej tak by ich ramiona się stykały.
- Zrywam
naszą umowę. Myślę, że w tym momencie bardziej przyda ci się prawdziwy
przyjaciel niż randka – oznajmił łagodnie, przyglądając się jej uważnie.
- I to
ty miałbyś nim zostać? – zapytała zachrypniętym głosem.
- Ja i
chłopaki, oczywiście. Dopóki nie znajdziesz lepszego, tak – powiedział
łagodnie. – Chociaż uprzedzam, że to nie będzie łatwe. Jesteśmy świetnymi
przyjaciółmi.
-
Naprawdę?
Przytaknął
żarliwie.
- Jasne.
Remus zawsze poprawi ci wypracowanie i czasem powstrzyma przed jakąś skrajną
głupotą... No, przynajmniej będzie próbował – Lily przechyliła lekko głowę,
uśmiechając się lekko. – Syriusz jest… Na początku trudny, ale jak już się do
ciebie przekona, zawsze możesz na niego liczyć. A z Peterem nigdy nie będziesz
chodziła głodna i nie uwierzyłabyś jakie ma czasem genialne pomysły.
- A ty?
– spytała cicho.
Przewrócił
oczami.
- Czy to
nie oczywiste? Ja będę cię wkurzać. Nigdy nie będziesz się nudzić – powiedział
uśmiechając się szeroko. – Co ty na to?
Przypatrywała
mu się w milczeniu.
- A co z
randką? Umowa niedługo dobiega końca…
Na razie
poczeka.
- Wiesz,
teraz, jak poznaliśmy się trochę bardziej obawiam się, że przestałem być
zainteresowany – powiedział, uśmiechając się najszerzej jak tylko potrafił.
- Jesteś
okropny! – pisnęła Lily, ale na jej buzię wstąpił lekki uśmiech. Pacnęła go
ręką w głowę. – Przez moje marudzenie nie polatałeś – dodała, zerkając na
miotłę, która nadal leżała na ławce poniżej. Wzruszył ramionami.
- Nic
się nie stało – stwierdził krótko. – Przyjdę innym razem.
- No nie
wiem – w jej oczach pojawił się błysk rozbawienia. – Jeśli dalej będziesz się
tak obijać, przegramy pierwszy mecz i McGonagall mnie zabije.
- Teraz
przegięłaś – oznajmił oschle. – Cofam wszystkie miłe rzeczy, które ci dziś
powiedziałem.
-
Poczekaj, co zrobiłeś? – zapytał Syriusz z niedowierzaniem, odwracając się do
Jamesa, który siedział po turecku na łóżku, wyraźnie z siebie zadowolony. –
Ale… Nie jesteś poważny.
-
Przecież mnie znasz.
- Nie,
James którego znam nigdy by czegoś takiego nie zrobił - powiedział z
przekonaniem Syriusz i spojrzał na Remusa i Petera, szukając u nich wsparcia. –
Co ci odbiło?
-
Myślałem… Myślałem, że to dobry pomysł – przyznał James, nieco mniej pewnym
tonem. – Źle zrobiłem?
Syriusz
pokiwał żarliwie głową.
- A ja
uważam, że postąpiłeś słusznie – odezwał się Remus. – To wam wyjdzie na dobre.
- No
nie, ty też? Zostały dwa tygodnie! Tyle… Co ci odbiło, żeby teraz rezygnować!
Właśnie teraz!
- Ja po
prostu… Chciałem postąpić jak należy.
- Wiesz,
że nigdy nie byłem fanem Evans i tej całej twojej… no wiesz. Znasz mój stosunek
do tych spraw – oznajmił Syriusz. – Patrz…
Syriusz
podszedł do łóżka przyjaciela i zerwał kalendarz ze ściany.
- Daty
waszych patroli i domniemanej randki zaznaczyłeś wyraźniej niż mecz i treningi.
Właściwie… Nie zaznaczyłeś meczu, patrz – wcisnął mu do ręki kalendarz. –
Skreślałeś dni które zostały do waszego wypadu do Hogsmeade i… Sam mówiłeś, że
wszystko idzie w dobrym kierunku, że chyba zaczyna cię lubić!
- A ty,
że powinienem sobie odpuścić – przypomniał James, podnosząc wzrok na
przyjaciela.- To właśnie zrobiłem.
- Jutro
będziesz tego żałował – oznajmił z przekonaniem Syriusz.
- To i
tak by się nie udało, a teraz… Tak jest lepiej.
-
Rogaczu, zaklinam cię, powiedz, że nie zwariowałeś i to część jakiegoś
wielkiego planu – westchnął Syriusz. – Czyli temat Lily Evans tym razem jest
definitywnie skończony? – spytał, gdy James zaprzeczył ruchem głowy. James
szybko odwrócił wzrok, nagle pochłonięty oglądaniem plamy na narzucie.
Syriusz
szybko spojrzał na przyjaciół, których miny dały mu potwierdzenie swoich
przypuszczeń.
- Nie
jest skończony – westchnął. – I przypuszczam, że nam się to nie spodoba, prawda?
Lily
wpatrywała się w baldachim rozwieszony nad jej łóżkiem, przetwarzając raz po
raz przebieg dzisiejszej rozmowy i szukając gdzieś wytłumaczenia przedziwnego
zachowania Jamesa Pottera.
Cokolwiek
nim kierowało, Lily nie zamierzała uwierzyć w ani jedno jego zapewnienie.
Doszukiwała się ukrytych znaczeń i luk, próbując jednocześnie zwalczyć
uciążliwie powracające uczucie… rozczarowania, którego źródła nie była w stanie
się doszukać.
Przekręciła
się na bok, odetchnęła głęboko, zamknęła oczy i sekundę później usiadła
gwałtownie na łóżku, i sięgnęła po różdżkę. Oświetliła leżący na szafce nocnej
kalendarz i szybko przerzuciła jego kartki, szukając tej odpowiedniej. Sięgnęła
po pióro i zawahała się przy zaznaczonej na czerwono dacie.
- To
jakiś obłęd – westchnęła, marszcząc brwi.
Wróciła
na stronę z dzisiejszą datą i skreśliła kolejny dzień, po czym odłożyła
kalendarz na swoje miejsce.
Lily
weszła do tętniącej życiem Wielkiej Sali i nadal będąc jedną nogą w krainie
słodkiego snu, instynktownie skierowała się do swojego miejsca przy stole
Gryffindoru. Minęła grupkę rozchichotanych
pierwszoklasistek (które wpatrywały się w siedzącego kilka miejsc dalej
Syriusza Blacka), chłopaka z szóstej klasy, który zawsze głośno oddychał,
Remusa Lupina, który śmiał się z czegoś głośno i już miała przejść obok
kędzierzawej brunetki z szóstej klasy gdy nagle zdała sobie sprawę, że coś jest
inaczej. Zatrzymała się nasłuchując uważnie odgłosów a potem odwróciła powoli i
wszystko stało się jasne. Tu, gdzie siedzieć miał Remus Lupin, siedział
nieznany jej chłopiec, rozmawiając z podnieceniem z – Lily musiała zamrugać
żeby upewnić się, że nie ma omamów – innym chłopcem, którego również widziała
po raz pierwszy i który na pewno nie był Jamesem Potterem. Cofnęła się o kilka
kroków, zastanawiając gorączkowo czy pomyliła stoły czy miejsca, ale dalej
wszystko było bez zmian – Teddy McHale oddychał ciężko nad swoją gazetą,
pierwszoklasistki chichotały, wychylając się ze swoich miejsc i zerkając… No właśnie.
Gdzie do diabła podział się Syriusz Black?
Podążyła
za rozmarzonymi spojrzeniami dziewcząt i nim wyłapała w tłumie głowę Syriusza,
już wiedziała co zobaczy. Cała czwórka siedziała zaledwie kilka miejsc dalej
niż zawsze – dokładnie tam, gdzie od sześciu lat wszystkie posiłki jadła Lily.
Mary, Emma i Charlotte usiadły trochę dalej, a jej miejsce pozostało
puste.
- Co to
ma znaczyć? – zapytała ostro, zatrzymując się przed Jamesem i zgromiła go
spojrzeniem. – To nie są wasze miejsce.
- Evans,
cóż za miłe powitanie – odezwał się Syriusz zagadkowo przyjaznym tonem, co od
razu wydało jej się dość podejrzane.
Syriusz
Black nigdy, ale to nigdy, nie odezwał się do niej takim tonem – nawet gdy
czegoś bardzo chciał.
-To nie
są wasze miejsca.
-
Wychodzi na to, że już są – powiedział Syriusz.
-
Dziewczęta były tak miłe i zgodziły się przesiąść – pospieszył z wyjaśnieniem
Remus, uśmiechając się do Lily szeroko.
Syriusz
przesunął się, robiąc Lily miejsce.
-
Będziemy ci teraz dotrzymywać towarzystwa – poinformował ją Syriusz i posłał
spojrzenie będące zaprzeczeniem szerokiego uśmiechu i przyjacielskiego tonu,
którego użył.
- Łapa
chce przez to powiedzieć, że powiedziałem im o zerwaniu naszej umowy – odezwał
się sennie James, patrząc na Lily nieco nieprzytomnie. – I o całej reszcie.
-
Siadaj, przyjaciółko – zachęcił ją Syriusz, teraz nieco zirytowany.
-
Moment. Ty mówiłeś wczoraj poważnie?
James
kiwnął głową, nadal sprawiając wrażenie nieco nieobecnego. Remus nalał kawy do
filiżanki i postawił ją na talerzyku Lily i kiwnął zachęcająco głową.
- Będzie
prościej, jeśli usiądziesz – powiedział rozbawionym tonem. – Łapa jest gotowy
cię do tego zmusić, jeśli nie będziesz współpracować.
Lily
zawahała się, a potem powoli usiadła obok Syriusza, który wydawał się naprawdę
tracić cierpliwość, a potem spojrzała na siedzącego naprzeciw niej Jamesa.
- Wiesz,
że to tak nie działa, prawda? – zapytała. – Nie możesz ot tak postanowić, że
się z kimś przyjaźnisz i do tego… Co?
- Oj,
Evans – zaśmiał się Syriusz. James też w końcu uśmiechnął się, jakby powoli
zaczął odzyskiwać kontakt z rzeczywistością. – Jak ty mało wiesz o życiu.
- Nie
zamierzam brać w tym udziału – powiedziała Lily, sięgając przez talerz do
platery z ciastami. – To najgłupsza rzecz o jakiej…
Urwała,
widząc spojrzenie jakie posłał jej James. Powoli obróciła się i popatrzyła
kolejno po Syriuszu, Remusie i Peterze, na których twarzach gościł ten sam
wyraz, którego nie była w stanie rozszyfrować.
- Co?
- Jesteś
babeczkowym złodziejem – oznajmił zduszonym szeptem Peter.
- Ja…
Co? – spojrzała na babeczkę w swojej dłoni.
-
Zjadasz babeczkę – powiedział James. – Tą z nadzieniem czekoladowo-śliwkowym.
- Lubię
ją – powiedziała usprawiedliwiającym tonem Lily. – Coś w tym złego?
- Nawet
nie masz pojęcia, jak długo cię szukaliśmy -
powiedział poważnie Syriusz. Lily, która właśnie zamierzała ugryźć
babeczkę, zawahała się i odłożyła ją ostrożnie na talerz, coraz bardziej
przerażona powagą wymalowaną na twarzach kolegów.
- Nie
rozumiem…
- Te
babeczki to rzadkość na Hogwadzkim stole – wyjaśnił Remus. – Nie mają wielu
fanów, więc skrzaty nie przygotowują ich wiele. Zwykle na stole pojawia się
określona ich ilość.
- W
chwili obecnej w szkole jest dziesięć osób, które je lubi – powiedział Peter. –
Jedenaście, licząc ciebie.
- Na
każdy stół przypada sześć babeczek – dodał James. – Jest dwóch Ślizgonów, ten
chłopak i ta dziewczyna.
- Trzech
Krukonów, aż jeden Puchon i dwóch Gryfonów, w tym Rogacz. Na naszym stole
babeczki są na tej paterze i na dwóch po przeciwległych stronach stołu –
kontynuował Syriusz. – Dwie zjada Ernie Bradwell.
- Trzy
kradnie tamten Krukon. A to oznacza, że powinna zostać jedna babeczka, której
nigdy nie ma – zakończył Peter.
Lily
siedziała oniemiała.
-
Prowadziliśmy małe śledztwo – powiedział James. - Jak to się stało, że nigdy
nie zauważyliśmy, że to ty ją zjadasz?
- To
pewnie ma coś wspólnego z tym, że zawsze jesteśmy spóźnieni – wtrącił Remus.
-
Wyjaśnijcie mi coś… Zadaliście sobie tyle trudu, żeby znaleźć kuchnię,
rozmawiać ze skrzatami, dowiedzieliście kto w szkole je babeczki i ile… Skoro
tak wam zależy, dlaczego nie poprosiliście skrzatów, żeby upiekły ich więcej?
Zbiła
ich z tropu tym pytaniem. Popatrzyli po sobie porozumiewawczo.
- To bez
znaczenia – powiedział Syriusz. – Liczy się to, że to ty jesteś babeczkowym
złodziejem.
- Okej,
skoro tak, weź ją sobie – fuknęła Lily, rumieniąc się i rzuciła ciastkiem na
talerz Jamesa. – Zjem inne ciastko.
- Jest
twoja.
James
podał ją Lily.
- Obejdzie
się – powiedziała, nakładając na talerz kawałek szarlotki. – Smacznego.
- Nie
bądź uparta, weź ją – rzucił James, wyraźnie podirytowany. – Nie chcę jej.
-
Zrobiliście dla niej całe śledztwo, zasłużyłeś. Nie oplułam jej, nie martw się.
Babeczki są teraz twoje.
- Chcę,
żebyś ją zjadła…
- Jeśli
któreś z was jej zaraz nie zje, Merlin mi świadkiem, wsadzę ją wam… - zaczął
Syriusz, patrząc gniewnie to na Lily, to na Jamesa. – Zachowujcie się jak
dzieci.
Spojrzeli
na siebie zakłopotani.
-
Przypuszczam, że możemy ją zjeść na pół – odezwał się po chwili James. Lily
spojrzała na niego ukradkiem.
- Brzmi
fair.
James
podzielił ciastko na pół i podał większy kawałek Lily.
-
Dziękuję – powiedziała, unikając jego spojrzenia. – Ale to nic nie zmienia.
Lily
sądziła, że uda jej się spławić Huncwotów, ale szybko zdała sobie sprawę, że to
nie będzie takie łatwe. Przez cały dzień nie odstąpili jej nawet na krok –
towarzyszyli w drodze na lekcje, w czasie przerw, podczas obiadu – byli jak jej
cień, zawsze tam, gdzie ona. Jeśli mieli razem lekcje, siadali obok, gdy szła
sama na historię magii, Peter, który miał wtedy przerwę, odprowadził ją pod
same drzwi klasy, a gdy wyszła, nie wiadomo skąd pojawił się Remus.
O ile
obecność milczącego Petera była jedynie niekomfortowa, o ile nawet miło
spędziło jej się czas z Remusem i przywykła do obecności Jamesa, o tyle
perspektywa spędzenia czasu sam na sam z Syriuszem była ostatnim na co miała
ochotę. I chociaż zwykle towarzyszył mu któryś z kolegów, Lily była pewna, że
prędzej czy później będzie musiała się z nim skonfrontować sam na sam i miała
przeczucie, że nie będzie to nic przyjemnego.
Nie
przypuszczała jednak, że dojdzie do tego tak szybko.
Kiedy
wieczorem wróciła do wieży Gryffinodru od razu poszła w stronę klatki schodowej,
pewna, że jedynym sposobem na pozbycie się Remusa i Petera będzie dormitorium.
James miał właśnie trening a Syriusz zaszył się gdzieś od razu po kolacji.
-
Czołem, Evans.
- To
klatka schodowa prowadząca do damskich dormitoriów, Black – poinformowała go,
bezskutecznie próbując ominąć. – Natrętnym facetom wstęp wzbroniony.
-
Zaklęcia można złamać, wystarczy się postarać.
- Ach,
czyli będziecie mnie też prześladować w sypialni? Świetnie, Potter nie
wspominał, że wasza „przyjaźń” oznacza tak naprawdę więzienie i prześladowanie,
chociaż chyba powinnam się tego domyślić. Zejdź mi z drogi Black – wycedziła
przez zęby.
- Nikt
cię nie prześladuję. Chcę pogadać – powiedział Syriusz. – Nie tylko tobie nie
podoba się ten pomysł…
-
Naprawdę? Och, co za ulga – zakpiła.
- …ale
żadne z nas z nic na to nie poradzi, jesteśmy na siebie skazani. Dlatego chcę
coś wyjaśnić od razu, przyjaciółko.
Syriusz
zrobił krok w jej stronę, a Lily cofnęła się instynktownie. Spojrzenie które
jej posyłał było tak samo nieprzyjemne jak to, którym obdarzył ją przy
śniadaniu, ale tym razem Syriusz nie uśmiechał się a jego głos przesycony był
niechęcią.
- Nie
rozumiem dlaczego Rogacz tak się tobą interesuje i nie pochwalam całego tego
pomysłu z przyjaźnią. Nie ufam ci…
- Skoro
taki jesteś niezadowolony, dlaczego mu tego nie powiesz? Potter coś powiedział
a wy jak wierne pieski robicie wszystko co wam każe? Nazywaj to jak chcesz, ale
z przyjaźnią to nie ma nic wspólnego.
Przekroczyła
granicę i doskonale o tym wiedziała. Znów się cofnęła, tym razem natrafiając na
drzwi i przeklęła w duchu własną głupotę. Przez moment wydawało jej się, że
Syriusz ją zaatakuje – jego twarz pociemniała a w oczach pojawił się dziwny
błysk, który jednak zginął nim zdążyła odgadnąć co oznacza. Przesunęła dłoń
bliżej kieszeni, gotowa w każdej chwili odpowiedzieć na atak Syriusza. Zauważył
to.
- Nie
masz pojęcia czym jest przyjaźń, Evans – warknął. – Robimy to, bo James nas o
to poprosił, bo z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu, jesteś dla niego
wystarczająco ważna i wartościowa, by mu na tym zależało. Ale uprzedzam cię
lojalnie.
Pochylił
się nad nią – ich twarze znajdowały się tak blisko, że widziała swoje odbicie w
jego źrenicach i czuła ciepłych oddech na nosie.
- Nie
chcesz, żeby żałował tej decyzji – wycedził jej do ucha.
- To
groźba? – spytała, z trudem panując nad głosem. Syriusz wyprostował się i
uśmiechnął.
- Dobra
rada. Skrzywdź go, a Merlin mi świadkiem, nie ważne co powie i zrobi James,
dopadnę cię i powieszę sobie twoją głowę nad kominkiem tak jak wiesza głowy
skrzatów domowych. To jest groźba, przyjaciółko.
Zapadła
złowroga cisza. Lily spojrzała na Syriusza z bijącym mocno sercem a potem
dotarły do niej jego słowa i – nic nie mogła na to poradzić – roześmiała się mu
się w twarz.
Syriusz
najwidoczniej się tego nie spodziewał – rozszerzył oczy ze zdziwienia i cofnął
się nieco, kiedy Lily zgięła się w pół, zaśmiewając do rozpuku.
-
Mówiłem poważnie, Evans – powiedział, ale jego głos nie brzmiał już tak
jadowicie jak chwilę temu.
- Wiem.
Po prostu…
Potrząsnęła
głową i zaczęła znów się śmiać a po policzkach pociekły jej łzy.
- Nie
zrozumiałaś, co powiedziałem. Jeśli James będzie przez ciebie cierpieć…
-
Zrozumiałam, naprawdę – powiedziała szybko Lily, nadal chichocząc jak szalona.
– Nie skrzywdzę go, biorę sobie twoje groźby do serca po prostu… Nigdy nie
słyszałam czegoś bardziej absurdalnego niż głowy skrzatów domowych nad
kominkiem.
Syriusz
zdębiał, a Lily znów zaniosła się śmiechem.
- Kto by
chciał mieć głowę skrzata domowego na ścianie? To najgłupsza rzecz jaką w
życiu…
Urwała,
widząc jego zdezorientowaną minę.
- O
Boże. Ty tego nie wymyśliłeś? Ktoś naprawdę to robi? – spytała oszołomiona.
-
Skrzacie trofea to pewien rodzaj tradycji w rodzinie Blacków – oznajmił
Syriusz, wprawiając Lily w dziwne zakłopotanie i utwierdzając w przekonaniu, że
ich relacje nie będą się dobrze układać.
- Och.
Przepraszam, ja… - wybełkotała i, jakby tego było mało, znów wyrwał jej się
niekontrolowany chichot. - Oczywiście, co kto lubi i…
To było
silniejsze od niej. Im bardziej starała się zapanować nad śmiechem, tym
trudniej jej to przychodziło. Syriusz przyglądał się jej z nieodgadnionym
wyrazem twarzy, aż w końcu otworzył usta.
- To…
rzeczywiście absurdalne – stwierdził i sam się roześmiał. – Nawet nie wiesz,
jak bardzo.
Lily
oparła się o drzwi i pozwoliła by puściły wszystkie hamulce. Ich śmiech poniósł
się echem po korytarzu a z dormitoriów zaczęły wyglądać pojedyncze mieszkanki
wieży, patrząc na nich z oszołomieniem. Nagle Lily poczuła jak traci oparcie
gdy ktoś otworzył drzwi i poleciała wprost w objęcia Jamesa Pottera, zwalając
go z nóg. Syriusz, który zgięty w pół przytrzymywał się ściany, roześmiał się
jeszcze głośniej.
-
Właśnie ucinaliśmy sobie przyjacielską pogawędkę o dekoracjach – poinformowała
rozbawiona Lily, siadając na podłogę. Zerknęła na Syriusza a potem zwróciła się
do Jamesa. - Okazuje się, że mamy z Blackiem podobny gust.
- Nie
musiałeś tego robić – odezwał się wieczorem James, odrywając się nad chwilę od
wypracowania z eliksirów. Spojrzał uważnie na Syriusza, który właśnie skreślił
kilka zdań.
-
Chciałeś, żebyśmy się zaprzyjaźnili – powiedział Syriusz. – To właśnie robiłem.
- Dobrze
wiem, co robiłeś, Łapo. To było zbędne, umiem o siebie zadbać.
-
Przecież wiem.
- I
dlatego jej groziłeś? – Syriusz spojrzał szybko na Jamesa, który przyglądał mu
się z dezaprobatą.
-
Skarżypyta… - mruknął z przekąsem Syriusz.
-
Naprawdę to zrobiłeś? – zapytał z oburzeniem i, widząc minę przyjaciela, dodał:
- Daj spokój, Łapo, znamy się nie od
dziś. Jak sądzę dekoracje oznaczają
głowy skrzatów na ścianach? Na Merlina, skoro już musiałeś to zrobić, nie
mogłeś chociaż wybrać jakiejś mniej obrazowej groźby? – jęknął James, a Syriusz
wzruszył ramionami.
-
Chciałem, żeby potraktowała mnie poważnie, musiała być obrazowa – powiedział.
James pokręcił głową.
-
Podziałało? – zapytał po chwili z ciekawością. Syriusz wyszczerzył do niego
zęby w uśmiechu.
-
Wyśmiała mnie. A właściwie sam pomysł wieszania głów skrzatów nad kominkiem.
James
wybuchł śmiechem. Syriusz wzruszył ramionami, nieudolnie udając, że wcale go to
nie obchodzi.
- Nie
myśl sobie, że to coś zmienia. To, że nie dała się zastraszyć wcale nie
oznacza, że aprobuję ten absurdalny pomysł – powiedział lekko naburmuszonym
tonem.
James
spojrzał na niego rozbawiony.
-
Oczywiście, że nie – powiedział. – To była uraza twojej dumy.
- Nie ma
też znaczenia to, że wyśmiała tradycję wieszania głów skrzatów na ścianach –
kontynuował. James przytaknął.
-
Naturalnie – kiwnął głową rozbawioną. – To był totalny brak poszanowania zasad,
starożytnych i szlachetnych rodów, które są ci tak bliskie przecież.
- Otóż
to, drogi Rogaczu. Pamiętaj o tym, gdy następnym razem zarzucisz mi brak
tolerancji – zastrzegł urażony Syriusz.
Zapadła
cisza, przerywana urywanym śmiechem Jamesa.
-
Dzięki, że się starasz – powiedział w końcu James.
Syriusz
w odpowiedzi przewrócił tylko oczami, co James odczytał bezbłędnie jako przecież wiesz, a potem obaj wrócili do
pracy.
W ciągu
następnych kilku dni, Lily nauczyła się kilku ważnych rzeczy na temat
Huncwotów. Po pierwsze, składane przez nich deklaracje, jak szalone by się nie
mogły, były traktowane przez nich jak najbardziej serio. Chociaż trudno było
jej w to uwierzyć, a co dopiero zaakceptować, szybko zdała sobie sprawę, że od
teraz ich obecność będzie czymś, z czym będzie musiała sobie radzić przez długi
czas, i chociaż starała się dać do zrozumienia, że nie muszą tego robić jeśli
nie chcą, oni i tak byli tam, gdzie ona. Bo bynajmniej, żaden nie zamierzał
łamać danego jej przez Jamesa słowa.
Po
drugie, nie dopuszczali do czegoś takiego jak samotność. Lily zdała sobie w
końcu sprawę, że chodzą za nią nie dlatego, że ktoś im tak kazał, tylko
dlatego, że nie lubili być sami. Ich ciągła obecność była momentami drażniąca,
ale – co w końcu musiała przyznać – zaczęła odnajdować coś pocieszająco w ich
obecności. Nawet w obecności Syriusza, który wprawdzie nadal trzymał ją na
dystans – z wzajemnością – ale nigdy nie pokazał po sobie więcej niechęci,
którą nie wątpliwie do niej żywił. Lily zaczęła rozumieć zainteresowanie innych
dziewcząt – kiedy chciał, potrafił bardzo przekonująco zagrać uroczego i
sympatycznego. Ani razu nie dał jej poczuć, że powinna się czuć nieswojo w ich
towarzystwie, a mimo to wiedziała, że w jego mniemaniu jest intruzem. Było w
nim coś tak sprzecznego, że była przekonana, że o przyjaźni w ich wypadku nigdy
nie będzie można mówić. Ale to nie obecność głośnego i nieprzychylnego jej
Syriusza wprawiała ją w największe zakłopotanie, tylko wiecznie cichego Petera,
tak bardzo odstającego od przyjaciół.
Po
trzecie, posiadali nieograniczony dostęp do jedzenia i chociaż chętnie się z
nią nim dzielili, nie sposób było z nich wyciągnąć skąd je biorą.
I w
końcu, po czwarte, po pewnym czasie Lily musiała przyznać sama przed sobą, że
ich obecność wcale nie była tak straszna, jak Lily sądziła, że będzie.
-
Dziękuję, ale dziś zjem szarlotkę – powiedziała Lily, kiedy James podsunął jej
połowę babeczki. – Naprawdę, nie musisz tego robić.
- Nie
wygłupiaj się, jedz – James podsunął ciastko pod nos Lily. Syriusz obserwował z
rosnącym zainteresowaniem ich przepychanki, które stały się już swego rodzaju
rytuałem.
Syriusz
doskonale wiedział, że spędzą najbliższe kilka minut przekładając ciastko z
talerzyka na talerzyk. Wiedział, że w pewnym momencie sam straci cierpliwość –
bardziej z przyzwyczajenia niż dlatego, że naprawdę mu to przeszkadza, a może
po prostu dlatego, że w przeciwnym razie nigdy nie dojdą do porozumienia, zbyt
dumni, by ustąpić – i zainterweniuje. Wtedy Lily z wielką łaską przyjmie od
obrażonego Jamesa połówkę ciastka i je zje, nieudolnie udając, że wcale nie
smakuje jej aż tak bardzo, a James, skubiąc w zamyśleniu swoją część babeczki,
będzie przyglądać się jej ukradkiem jak oblizuje ze smakiem umorusane czekoladą
i śliwkami palce.
Syriusz
znał te szczegóły na pamięć i z jakiegoś niezrozumiałego dla siebie powodu,
lubił brać w tym udział i z uporem torpedował delikatne sugestie Remusa, że
może warto jednak zadbać, by na stole pojawiała się jedna lub dwie babeczka
więcej.
-
Naprawdę jej nie chce – mruknęła zirytowana Lily, odpychając od siebie dłoń
Jamesa, który wydał z siebie zirytowane westchnięcie.
- Nie
denerwuj mnie, weź to ciastko.
Syriusz
już otwierał usta, gotów wyrazić swoje niezadowolenie, gdy Lily kolejny raz
machnęła ręką, by odepchnąć od siebie Jamesa, ale tym razem nie trafiła. Jej
łokieć uderzył w ramię Jamesa, który zamierzał właśnie położyć po raz kolejny
babeczkę na talerzyku – zamiast tego jego dłoń wylądowała idealnie na piersiach
Lily a czekoladowo-śliwkowe nadzienie rozprysło się po śnieżnobiałej koszuli Evans. Oczy
wszystkich w pobliżu skupiły się teraz na tej dwójce.
James
spojrzał oszołomiony na swoją rękę, spoczywającą teraz gdzieś między piersiami
Lily i dopiero jej chrząknięcie go otrzeźwiło – szybko się cofnął, a jego
policzki pokrył szkarłatny rumieniec.
Syriusz
patrzył oszołomiony, jak przyjaciel sięga po serwetkę, gdy nagle Lily zabrała
drugą połówkę babeczki z talerzyka Jamesa i ze stoickim spokojem pacnęła nią na
jego głowę, po czym sięgnęła po łyżeczkę i z godnością której pozazdrościłaby
jej nie jedna osoba szlachetnego pochodzenia, zajęła się kawałkiem swojej
szarlotki.
James
przetarł spływające mu po czole nadzienie.
-
Mogłabyś podać mi ciastko czekoladowe? – zapytał z zaskakującą powagą,
odkładając chusteczkę na bok.
James
miał wrażenie, że coś jest nie tak. Nie był do końca pewien co się dzieje,
wiedział jednak, że zachowanie uczniów zebranych w Wielkiej Sali nie było normalne
i coś w jego podświadomości podpowiadało mu, że powinien wiedzieć, co.
Rozglądał się czujnie, machinalnie żując kawałek kanapki i próbował zmusić
zaspany mózg do myślenia, nie był jednak w stanie zrozumieć, co takiego się
zmieniło.
- Coś
jest nie tak – oznajmił więc przyjaciołom. Syriusz podniósł głowę znad ilustrowanego
magazynu, którego treści James nawet nie zamierzał poznawać, Remus zmarszczył
brwi i rozejrzał się dookoła z uwagą, a Peter ziewnął tylko przeciągle i posłał
mu pełne dezorientacji spojrzenie. James zerknął w stronę Lily, mając nadzieję,
że ona jako jedyna coś zauważyła, ale dziewczyna siedziała pochylona przy Emmie,
Mary i Charlotte i rozmawiały o czymś cicho, chichocząc co chwilę.
James
zamrugał, mając złudną nadzieję, że to go trochę otrzeźwi i jeszcze raz
popatrzył na Lily. Lily Evans nie chichotała. Nigdy, zwłaszcza w niedzielny
poranek, kiedy filiżanka z zimną kawą stała przy jej talerzyku.
- Coś
się dzieje – powiedział ze zgrozą. Popatrzył na przyjaciół, którzy teraz
uważnie się rozglądali po Wielkiej Sali, najwyraźniej też dostrzegając jakąś nieprawidłowość.
- Hej,
Evans? – zawołał Syriusz, a Lily zachichotała i odwróciła się do nich
roześmiana. – Co się dzieje?
- Nic.
Rozmawiamy – powiedziała, a kilka dziewczyn siedzących obok zaśmiało się
wdzięcznie. Emma powiedziała coś cicho, pozostałe pokiwały głowami i zaczęły
podnosić się z miejsc, nadal wesoło trajkocząc.
-
Widzimy się później – rzuciła na odchodnym Lily, sięgnęła po kawę, upiła łyka i
pobiegła za koleżankami.
- Na Merlina
– westchnął Remus. – To dziś chyba. Dziś wybierają Top Piątkę.
Nareszcie!!! Za ile razy jeszcze będę musiała trzymać kciuki za mecz żeby dostać jeden malusieńki rozdzialik?!
OdpowiedzUsuńTak więc przyjaźń Jamesa cudowna. Babeczkowy złodziej <3 i lubię tego Syriusza. Poprzedni byli okej ale zbyt pozytywni. Fajnie, że tego prowadzisz trochę mroczniej. Nie uwierzę, że tak łatwo pozbył się swoich problemów i jest cały pogodny i radosny. Cudnie grozi Lily... skrzaty... :D
Cieszę się że udało Ci się coś dodać. Jako wierny fan mam nadzieję, że będzie zdarzać się to częściej, choć rozumiem obowiązki.
OdpowiedzUsuńRozdział ciekawy :) wszystko wyszło dobrze i ja nie widzę tutaj żebyś pisała na siłę :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam że dopiero teraz komentuje ale miałam dużo zajęć studia i te sprawy :)
Mam nadzieje że Twoja wena wróci :) Życzę Ci wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku bo nie wiem czy jeszcze w tym roku się tu pojawię :)
Hej :) I jak Ci idzie pisanie :)?
OdpowiedzUsuń