Rozdział 4

   
Rozdział 4

Hogwart jako szkoła wyróżnia się pod wieloma względami na tle innych magicznych (bądź mugolskich) ośrodków naukowych, ale są pewne aspekty które wynoszą go na piedestał. Wielu powie, że to świetnie dobrana kadra nauczycielska, z Albusem Dumbledorem na czele, inni będą godzinami opowiadać o znakomitościach świata czarodziei jakie wydała na świat szkoła, a jeszcze inni napiszą całe poematy na temat piękna i magiczności szkoły samej w sobie. Gdyby ktoś jednak chciał pokusić się na złośliwość, z całą pewnością o szkole można powiedzieć jedno – jest to największy ośrodek plotkarski w całej Wielkiej Brytanii a może nawet i Europie.
Nic więc dziwnego, że nim Lily Evans zdążyła przejść z trzeciego piętra do Wieży Gryffindoru, o incydencie wiedziała już cała szkoła. Bądź co bądź, zakneblowanie Jamesa Pottera było czymś, czym nie mógł się pochwalić nikt, a zapewne wiele osób skrycie o tym przynajmniej raz w życiu pomyślała. Tym sposobem, rudowłosa stała się bohaterką każdej osoby, która chociaż raz doznała nieprzyjemności ze strony Huncwotów, a siejący nienawiść do Jamesa Pottera Ślizgoni byliby gotowi wyśpiewywać pod jej adresem pieśni pochwalne, gdyby tylko oczywiście nie była dla nich nic nie wartą szlamą.
W obliczu takiego obrotu spraw, Lily Evans spędziła resztę dnia zamknięta w dormitorium.
Nie łatwe życie szykowało się  również przed Jamesem i jego świtą. Naturalnym było to, iż rzesze jego wrogów -  czyli większość Ślizgonów, z Severusem Snape’m na czele – nie zamierzały mu tego upokorzenia szybko zapomnieć. Z tym jednak sobie szybko James poradził i gdy kilkoro odważniejszych skończyło z nogami przy suficie. Pozostał jednak problem znacznie większy, bowiem urażona duma Jamesa nie była w stanie zapomnieć o zniewadze jaka go spotkała.
- Przecież to nie moja wina! – obruszył się Syriusz, kiedy James zaczął skrzętnie go ignorować. – Nie mam wpływu na to, co Evans o mnie sądzi.
- Wydaje mi się, że nic nie wskórasz – pocieszył go Remus jakiś czas później, gdy stało się jasne, że James nie zamierza rozmawiać z żadnym z nich. – Jego ego ucierpiało.
- Zamknął się w sobie – dodał z powagą Peter. – Znasz go, w końcu mu przejdzie. Musi tylko wylizać rany.
Syriusz opadł naburmuszony na łóżko.
- Nie rozumiem o co tyle hałasu – mruknął – ale skoro tak chcesz, to proszę bardzo. Ja też z tobą nie rozmawiam.
James skwitował to wymownym milczeniem.
- Jak myślisz, ile wytrzyma? – wyszeptał Peter tak cicho, by James i Syriusz nie mogli go usłyszeć.
- Daję mu maksymalnie minutę – odpowiedział. – No, góra półtora.
- Stawiam kremowe, że wytrzyma pięć minut – upierał się Peter.
Remus wyciągnął do przyjaciela rękę, przyjmując zakład.
- To nie moja wina, że Evans jest nadpobudliwa i agresywna! – wybuchnął Syriusz w momencie, w którym Peter uścisnął dłoń Lupina.
- Ha!
- Zawsze to samo… Mógłby okazać trochę więcej samodyscypliny – mruknął z niezadowoleniem Glizdogon.
James nie odpowiedział na zaczepkę Syriusza, co rozzłościło go jeszcze bardziej.
- Nie moja wina, że się na mnie gapi, nic na to nie poradzę – kontynuował wzburzony Syriusz. – A już tym bardziej nie moja wina, że zakleiła ci usta magiczną taśmą.
- Śmiałeś się – wypomniał mu James. – Wszyscy się śmialiście, zdrajcy!
Remus i Peter spojrzeli na siebie ukradkiem, w duchu zaśmiewając się do rozpuku.
- Ja… To było zabawne!  
James spiorunował przyjaciela spojrzeniem. Syriusz nadal się bronił.
- Ty na naszym miejscu zrobiłbyś to samo! To było…
Syriusz nie zdążył dokończyć zdania, bo oto magiczna taśma klejąca zamknęła mu skutecznie usta. Zaskoczony rozejrzał się po dormitorium, a potem jego spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Jamesa, który nadal celował w niego różdżką.
- Miałeś rację, to jest zabawne – zgodził się James.

Kiedy wieczorem Lily wyszła przed Pokój Wspólny, Jamesa jeszcze nie było. Pojawił się kilka minut po niej, kiwnął głową na powitanie i bez słowa ruszył korytarzem, zostawiając ją za sobą.
To było dla Lily coś nowego, nie zdarzyło się bowiem, żeby James Potter kiedykolwiek nie wykorzystał okazji do mówienia, nie ważne co takiego by mu zrobiła, a w ich wspólnej przeszłości, jeśli o takiej w ogóle można mówić, wydarzyło się wiele.
Przez chwilę wpatrywała się w oddalającą się sylwetkę Jamesa, aż on zatrzymał się jakiś kawałek drogi od niej i obejrzał za siebie. Lily wydawało się, że zaraz ją zawoła, ale James Potter tylko uniósł wysoko brwi. To nieco ją otrzeźwiło i zaraz potem już szli obok siebie w milczeniu, które nagle – o ironio! – wydało się Lily po prostu krępujące.
Gdy przeszli trzy piętra, sprawdzając po drodze wszystkie znane im – głównie Jamesowi – zakamarki a Potter nadal milczał, Lily, przeklinając w duchu samą siebie, postanowiła zacząć rozmowę.
- Jesteś dziś milczący. Co się stało, że odebrało ci głos? - Lily sama dosłyszała kpinę w swoim głosie i James najwyraźniej też to usłyszał, bo posłał jej piorunujące spojrzenie.      
- Wolę milczeć na wypadek, gdybyś znów zechciała mi zakleić usta.
Nie umiała powstrzymać uśmieszku.
- No tak – powiedziała, oświetlając różdżką jeden z ciemnych korytarzy, który właśnie mijali. – To musiało być strasznie upokarzające, co, Potter?
James otworzył usta, ale po chwili wahania najwyraźniej się rozmyślił bo powiedział tylko.
- Jasne. Zrozumiałem aluzję.
- Gdybym wiedziała, że to takie proste, już dawno bym to zrobiła – powiedziała rozbawiona.
- Uważasz się za lepszą od nas? – spytał rozeźlony, zatrzymując się tak nagle, że aż na niego wpadła. – Przecież widzę, jaką przyjemność ci to sprawiło.
Tym razem Lily zabrakło słów i poczuła, jak jej policzki zaczynają ją palić od wstydu.
- To co innego – mruknęła, próbując na niego nie patrzeć. – Ja nie… Wystarczyło, żebyś się zamknął. Ja nie atakuję wszystkich dookoła tylko dlatego, że jestem silniejsza od nich.
Wyminęła go.
- Nie wszystkich – powiedział cicho. Zerknęła na niego przez ramię. – Ciebie nie.
Prychnęła.
- Dlaczego nie? Niby czym różnię się od innych?
- Jesteś Lily – powiedział krótko James, jakby to jedno stwierdzenie miało wyjaśnić wszystko.
Przez chwilę wpatrywała się w niego badawczo, próbując znaleźć jakąś ripostę, ale jak na złość nic nie przychodziło jej do głowy.
- Lepiej chodźmy, trochę nam jeszcze zostało – powiedziała tylko cicho.
James zgodził się kiwnięciem głowy a cisza, która potem zapadła wydawała się jej jeszcze bardziej niezręczna niż nim zaczęła rozmowę. - Nie powinnam była zakleić ci ust – odezwała się cicho po jakimś czasie.
James spojrzał na nią zaskoczony.
- Nie powinnam była tego robić – kontynuowała zawstydzona. – Nawet jeśli uważam, że jesteś upierdliwym wrzodem na tyłku.
- Do uwagi o wrzodzie szło ci całkiem dobrze – stwierdził James, ale na jego twarzy pierwszy raz tego wieczoru pojawił się cień uśmiechu. – Sam się o to prosiłem. Chyba.
Lily otworzyła usta, żeby powiedzieć kilka uwag na ten temat, ale gdy napotkała jego spojrzenie, zmieniła zdanie.
- Troszeczkę – powiedziała tylko.

(tłumaczenie powyższego fragmentu z języka potter-evans na polski:
- Przepraszam, że zakleiłam ci usta  – odezwała się cicho po jakimś czasie.
James spojrzał na nią zaskoczony.
- Nie powinnam była tego robić – kontynuowała zawstydzona. – Nawet jeśli uważam, że jesteś upierdliwym wrzodem na tyłku.
- Do uwagi o wrzodzie szło ci całkiem dobrze – stwierdził James, ale na jego twarzy pierwszy raz tego wieczoru pojawił się cień uśmiechu. – Sam się o to prosiłem. Przepraszam, że byłem trochę upierdliwy. 
Lily otworzyła usta, żeby powiedzieć kilka uwag na ten temat, ale gdy napotkała jego spojrzenie, zmieniła zdanie.
- W porządku – powiedziała tylko.)

- Troszeczkę.
- To było dobre zaklęcie – pochwalił ją nagle James, a gdy Lily spojrzała na niego zszokowana, dodał rozbawiony.
- Mówię prawdę. Kiedy zakleiłem dziś Łapę, dał radę sam je zdjąć – kontynuował, nawet nie próbując ukryć rozczarowania niepowodzeniem.
Lily przez chwilę wyglądała tak, jakby nie wiedziała czy ma się roześmiać, czy być złą. W końcu odwróciła buzię i skupiła wzrok na oknie, a gdy się odezwała, w jej głosie nie było słychać żadnych emocji.
- Zakleiłeś Blacka?
- Sam się o to prosił – wzruszył James, siląc się na swój najbardziej rozbrajający uśmiech.
Na Lily nie zrobił on jednak jak zwykle żadnego wrażenia.
- Musisz mi pokazać, jak to robisz – podjął.
- Żeby wszyscy Ślizgoni chodzili z zaklejonymi ustami? Niedoczekanie – prychnęła Lily.
- Nie wszyscy – zaprotestował z oburzeniem James. – Jest taki pierwszoklasista, który jeszcze nam nie podpadł.
- Cóż za wspaniałomyślność!
- Niech będzie, może uda mi się przekonać Glizdogona, żeby wybaczył temu piątoklasiście, który rok temu kupił ostatnią paczkę Pieprznych Kociołków, ale nie gwarantuję sukcesu. Traktuje słodycze bardzo poważnie…
Tym razem Lily nie zdążyła ukryć uśmiechu, a James poczuł rosnącą satysfakcje. Kiedy zeszli na parter, podjął wesoło.
- Oczywiście masz świadomość, że nie mogę tak tego teraz zostawić?
- Proszę?
Lily zatrzymała się jak wryta a jej oczy rozszerzyły się.
- Moja duma Huncwota nie ścierpi takiego upokorzenia. No, może by i ścierpiała – dodał po chwili na namysłu, a Lily wydała z siebie parsknięcie.
James zignorował to.
- Ale to godzi w dumę nas wszystkich – kontynuował niezarażony. Lily spojrzała na niego, unosząc brwi, a James westchnął ciężko.
- Zgoda, chodzi tylko o moją dumę – skapitulował, wyrzucając teatralnie ręce w powietrze. – Zadowolona?
- Nie – przyznała, przyglądając mu się z podejrzliwością.
Nawet nie zwrócili uwagi na to, że się zatrzymali.
- Bo wiem, że do czegoś zmierzasz i mi się to nie spodoba, mam rację?
- Muszę ratować swoją reputację – kontynuował z nadzwyczajną powagą James, patrząc na nią niemal ze współczuciem. – A to oznacza, że musisz się ze…
- Nie – przerwała mu, nim zdołał dokończyć. – Mowy nie ma.
- Nie dałaś mi skończyć!
- Bo wiem, do czego zmierzasz i absolutnie się nie zgadzam – powiedziała szybko, ale w jej głosie nie było słychać złości. – Nie.
James przewrócił oczami i otworzył usta, ale Lily była szybsza.
- Nie musiałabym cię zaklejać, gdybyś się zamknął, gdy cię o to prosiłam – przypomniała.
- Błagam, Evans, czy te wszystkie lata jeszcze cię nie nauczyły, że nie słucham tego co ludzie do mnie mówią? Dobra, załóżmy, że faktycznie było w tym trochę mojej winy i nastąpił pewien konflikt komunikacyjny…
- Ha!
- …nie zmienia faktu, że moja duma ucierpiała i domaga się zadośćuczynienia. A to oznacza, że nawet gdybym chciał tego nie robić, nie mam wyboru i muszę przez jakiś czas nalegać na naszą randkę z większym zaangażowaniem niż dotychczas.
Lily prychnęła.
- Na twoim miejscu nie łudziłabym się, że to pomoże – powiedziała. – Nie ma takiej rzeczy którą mógłbyś zrobić, żebym zmieniła zdanie.

Być może gdyby Lily przykładała większą uwagę do wróżbiarstwa, gdy jeszcze na nie chodziła, byłaby w stanie przewidzieć jakie konsekwencje przyjdzie jej ponieść za kolejną odmowę i by oszczędzić sobie tego wszystkiego, po prostu by się zgodziła. W przeciągu kilku następnych dni Lily zrozumiała, że dotąd James Potter nie pokazał jeszcze wszystkiego na co go stać i zrozumiała pełnię nadużywanego przez siebie słowa nachalny.
- Po prostu się zgódź – poradziła Mary, gdy znalazły Lily zabarykadowaną w Łazience Jęczącej Marty, gdzie schowała się przed Jamesem a teraz obłożona podręcznikami do eliksirów, próbowała napisać wypracowanie dla profesora Slughorne’a.
- Nie mogę – powiedziała Lily. – Wtedy on wygra. W końcu musi się znudzić.
Minął jednak tydzień, a potem drugi a James Potter ani myślał przestać. Lily była świadoma, że czeka ją długa batalia, ale Lily wiedziała też, że ta gra tak naprawdę toczy się o coś więcej niż randkę – nagrodą była zachowana duma a Lily ceniła sobie swoją bardziej niż James. I nie zamierzała się poddać, nawet gdyby to oznaczało kolejne tygodnie udręki.

- Znowu to robisz – powiedziała nagle cicho Mary, pochylając się do Lily. – Gapisz się na Syriusza.
Lily omal nie upuściła korzonków do kociołka.
- Nie prawda – syknęła, a jej policzki lekko się zarumieniły. 
- Owszem, gapiłaś się. Teraz też to zrobisz – dodała spokojnym głosem, a Lily, która faktycznie spojrzała w tamtą stronę, szybko odwróciła wzrok. – Mówiłam, że to robisz.
- Nie patrzyłam na Blacka – mruknęła Lily, pochylając się nisko by nikt nie zobaczył jej twarzy.
- Naprawdę? Więc na kogo?
Mruknęła coś cicho w odpowiedzi.
- Co?
- Patrzyłam na Pottera – wypaliła Lily, a Mary wydała z siebie zduszony okrzyk.
- Wiedziałam!
- Cicho! – syknęła Lily. – To nie jest tak jak myślisz, po prostu…
Zerknęła w stronę Jamesa, który rozmawiał półszeptem z Remusem.
-…nie zrobił nic od wczoraj. Nic.
-  Czyli… Od dwóch tygodni narzekasz, że nie daje ci spokoju i namawia na randkę, a teraz, mówisz mi, że się martwisz, bo od wczoraj się do ciebie nie odezwał?
- No… Tak – przyznała Lily. – To podejrzane.
- Po prostu się znudził – powiedziała rozbawiona Mary. Lily posłała jej pełne politowania spojrzenie.
- To James Potter.
- No dobrze, może masz…
Mary nie skończyła.  James, który zauważył już, że Lily i Mary się mu przyglądają, wyszczerzył się w szerokim uśmiechu i pomachał do nich tak żarliwie, że trąciła ręką Remusa, który właśnie bardzo dokładnie odmierzał do eliksiru krople soku z tymiańca złośliwego. Buteleczka wyślizgnęła mu się z dłoni i cała klasa patrzyła jak w zwolnionym tempie, jak wpada do kociołka, który zabulgotał i wybuchł.

- Musimy porozmawiać – oznajmił uroczyście Syriusz, kiedy we trójkę weszli do dormitorium męskiego. Remus zamknął za sobą drzwi i podeszli do łóżka na którym leżał James. – Usiądź.
- Będziecie tak nade mną stać? – zapytał podejrzliwie James, siadająco turecku i mierząc ich pełnym zdziwienia spojrzeniem. – Co to, krąg wzajemnego zaufania?
- To poważna sprawa – stwierdził Syriusz z powagą. – Robimy to dla twojego dobra. Po długiej i poważnej naradzie w damskiej toalecie na trzecim piętrze…
- Moment – James podniósł ręce na wysokość piersi i spojrzał kolejno po przyjaciołach, upewniając się, że nie stroją sobie żartów – w damskiej toalecie?
- Zgadza się – przytaknął Syriusz, a Peter i Remus potwierdzili jego wersję zdarzeń kiwnięciem głową. – A więc, po dogłębnej…
- Zaraz – przerwał mu znów James, a Syriusz przewrócił oczami z irytacją – dlaczego w damskiej toalecie?
Popatrzyli po sobie.
- A czy nie do tego one służą? – zapytał z powagą Peter. – Dziewczyny chodzą tam rozmawiać.
James otworzył usta, ale rozmyślił się i je zamknął, wyraźnie rozbawiony. Syriusz wziął to za zgodę na kontynuowane.
- No więc po dogłębnej analizie z przykrością musimy stwierdzić, że to się musi skończyć. Twoje fatalne zauroczenie nie odbija się negatywnie na wizerunku naszej grupy – podjął z powagą Syriusz.
- Stanowi też zagrożenie dla bezpieczeństwa twojego i osób w twoim towarzystwie – kontynuował Remus.
- Głównie naszego – dodał Peter, jakby to było konieczne.
- Nie zrozum nas źle – podjął Syriusz. – Jesteśmy całym sercem z tobą, wspieraliśmy cię w tej trudnej drodze, ale już czas powiedzieć dość.
- Zrobiłeś w tej sprawie wszystko co było możliwe – oznajmił z powagą Remus. – Najwyższy czas pogodzić się z  porażką.
- Lily Evans to przegrana sprawa – zakończył Peter.
James patrzył kolejno na każdego z nich, nie mając pojęcia czy się zgrywają i powinien się śmiać, czy są poważni i tym bardziej powinien się śmiać.
- Chcę zrozumieć dobrze – powiedział w końcu. – Spędziliście przerwę obiadową zamknięci damskiej toalecie, żeby ustalić, że ja – wskazał na siebie – mam odpuścić z Evans?
- Zgadza się – przytaknął Syriusz.
James wybuchł śmiechem.
- Dzięki za troskę, ale to nie jest koniec – powiedział w końcu.
- Tego się obawialiśmy – westchnął Remus. – Posłuchaj, zrobiłeś wszystko, co mogłeś. Czas odpuścić.
- W szkole jest pełno innych  dziewczyn – dodał szybko Syriusz. – Ładniejszych, milszych i takich, które nie obrażają cię za każdym razem gdy się do nich odzywasz.
- Uważam ten temat za skończony – oznajmił stanowczo James, tonem który powinien kończyć dyskusję. Wstał i wyminął ich, chcąc wyjść z dormitorium, ale drzwi były zapieczętowane. Odwrócił się do przyjaciół, którzy stali obok siebie niewzruszeni.
- To dla twojego dobra – powiedział Peter.
- To śmieszne.
- Śmieszne jest to, że przez nią dziś prawie wysadziłeś całą klasę od eliksirów – powiedział Syriusz. – Docenilibyśmy to gdybyś to zaplanował jako zaplanowany żart, ale wszyscy wiemy, że to był przypadek.
- To jeszcze o niczym…
- W ciągu ostatniego półtora roku zapraszałeś ją na randkę średnio raz na tydzień – wtrącił się Syriusz. – A w ciągu ostatnich dwóch tygodni podniosłeś sobie średnią do trzech razy na tydzień, Rogaczu.  Próbowałeś ją przekonywać na wszystkie znane ludzkości sposoby.
- Nie prawda…
- Odmówiła ci gdy się z nią chciałeś założyć – wtrącił Remus.
- Nie pomogły próby przehandlowania Smarkerusa– dodał Peter.
- Nie zgodziła się gdy wykradłeś wszystkie książki z biblioteki gdy miała napisać wypracowane na eliksiry.
- Odmówiła ci nawet, kiedy zagroziłeś, że skoczysz z trybunów – dodał Syriusz rzeczowym tonem.
- Zrobiłbym to, gdyby nie McGonagall – mruknął James, przypominając sobie swoje niezadowolenie gdy nauczycielka im przeszkodziła i tygodniowy szlaban jaki wtedy dostał. – Dobra, zrozumiałem – dodał, kiedy Syriusz otwierał usta by podać kolejny przykład. – Czasem przesadzam, ale...
Remus westchnął.
- To przegrana sprawa, Rogaczu – powiedział. – Zrobiłeś wszystko co mogłeś.
Otworzył usta, żeby zaprotestować, ale nagle zabrakło mu argumentów. To nie był pierwszy raz gdy próbowali go przekonać, że powinien odpuścić, ale po raz pierwszy naprawdę poczuł się przegrany, być może dlatego, że po raz pierwszy był całkiem sam przeciw innym.
Przyjaciele jakby to zauważając, wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Wiesz, że zawsze jesteśmy z tobą – wtrącił Syriusz. – Nie ważne co się dzieje. Ale ta ruda… - urwał i zaczął od początku. – Ona nie jest warta takiego zachodu.  
- Jasne, macie rację. Możecie mnie już wypuścić? – spytał spokojnie. Remus machnął różdżką po chwili wahania. James otworzył drzwi. – Dzięki.

James zatrzymał się dopiero gdy wyszedł na błonia. Spodziewał się, że ktoś pójdzie za nim, ale gdy się odwrócił by pogonić przyjaciół był sam. To też było coś całkowicie nowego.
Zadrżał z zimna, kiedy zawiał wiatr i nagle zaczął żałować, że opuścił dormitorium w takim pośpiechu. Nie miał żalu do przyjaciół – wiedział, że chcą dobrze. Zdawał sobie sprawę, że ani Syriusz, ani Remus, ani Peter nie rozumieją jego fascynacji Lily. On sam czasem nie do końca ją rozumiał i było wiele chwil, kiedy myślał sobie, że naprawdę powinien dać jej spokój. Wiedział, że ona właśnie tego oczekiwała.
 A potem znów widział ją na korytarzu, w Pokoju Wspólnym lub którejś  sali i zapominał wszystkim.
Odwrócił się, chowając ręce do kieszeni i wrócił do zamku. Idąc w stronę Wielkiej Sali przyglądał się mijanym dziewczynom, myśląc o słowach przyjaciół. Syriusz miał rację – w szkole było wiele pięknych i interesujących dziewczyn, które na pewno były by zainteresowanie jego towarzystwem bardziej niż Lily Evans kiedykolwiek była. Było wiele, z którymi mógłby chcieć się spotkać.
- Mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolony, co?
Odwrócił się i stanął twarzą w twarz z Emmą.
- Przez wasz eliksir moje nowe buty są do wyrzucenia – oznajmiła z wyrzutem.
- Przykro mi  - mruknął. 
Westchnęła.
- Nie ważne – powiedziała. – I tak ich nie lubię. Dostałam je od Mary, uważa, że to krzyk mody. To bardzo niewygodny krzyk mody.
James się uśmiechnął.
- Czego się nie robi dla przyjaciół.
- Ta, coś w tym rodzaju – zgodziła się dziewczyna, a potem zmarszczyła brwi. – To też nie jest twój dobry dzień, co?
- Najwyraźniej – przytaknął. – Wiesz, nie chcę się wtrącać, bo to wasze sprawy-  zagadnęła po chwili ciszy – ale jeśli tak dalej pójdzie, to Lily, żeby przed tobą uciec, przeprowadzi się do łazienki Jęczącej Marty, a ona nie należy do najłatwiejszych współlokatorek. Odpuść jej.
- Już drugi raz dziś to słyszę – mruknął. – Robicie się nudni.
Zaśmiała się.
- No… Kurczę, powinieneś pogadać z dziewczynami, one są w tym lepsze – westchnęła i zatrzymała się wpół kroku. James też się zatrzymał i przyjrzał jej z uwagą. Emma zmarszczyła brwi i zamyśliła.
- Nie zrozum tego opacznie, ale czy… Nie jestem ekspertką, ale nie przyszło ci nigdy do głowy, że może tak naprawdę gonisz za Lily, bo jako jedyna ci odmawia?
James otworzył usta, żeby zaprzeczyć, ale głos na chwilę uwiązał mu w gardle.
- Ja…
- Mam czterech starszych braci – zaczęła zdecydowanym tonem – i mogę powiedzieć, że jedyną cechą którą mają wspólną jest to, że zawsze najbardziej chcą tego, czego nie mogą mieć. To raczej częsta przypadłość nie tyko o chłopaków – dodała nieśmiało.
- Ja…To nie prawda – zaprzeczył szybko James i zirytowany poczuł, że w jego głosie zabrzmiała nuta wahania.
- No dobra, to co wiesz o Lily?
- Kiedy się złości, marszczy nos – wyrecytował – jest fenomenalna z eliksirów, ale doskonale radzi sobie też z zaklęciami i transmutacją. Kiedy się denerwuje obgryza skórki a gdy czegoś nie jest pewna, skubie brzegi szaty…
- Dobra, dobra, faktycznie ci się podoba – powiedziała szybko z rozbawieniem. – Dużo jej się przyglądasz, to jest pewne. Ale… Imię jej zwierzątka? Ulubiony kolor? Woli kawę czy herbatę…
- Kawę – odpowiedział szybko. – Codziennie rano wypija kubek.
- Herbatę – powiedziała rozbawiona Emma. – Kawę pije na rozbudzenie. Imiona jej rodzeństwa?
- Ma rodzeństwo? – zdziwił się James, a jego ręka odruchowo powędrowała w stronę włosów.
- To było pytanie podchwytliwe - Emma zarumieniła się. – O tym właśnie mówię… No i na pewno nie pomaga robienie z siebie pajaca. Wbrew pozorom my tego nie lubimy.
James westchnął ciężko.
- Nie mogę nic na to poradzić. Wiem, że Evans tego nie lubi – powiedział szybko, nadal mierzwiąc sobie włosy. – Ale to się jakoś tak dzieje.
Emma przez chwilę wahała się.
- Może… Zaraz, co w takiej chwili pomyślałaby Lottie…
- Charlotte?
- Jest w tym najlepsza… Wiem – klasnęła rękami w dłoń. – Może skoro tak na nią reagujesz i nie umiesz nic na to poradzić, przestań się starać.

- Nawet nie próbuj – powitała go ostro Lily.
Pokiwał głową.
- Mnie też miło cię widzieć, Evans. Ale mam propozycje pokojową.
- Nie.
Wyprzedziła go szybko, nawet nie racząc spojrzeniem. Usłyszała za sobą kroki.
- Przypuszczałem, że to powiesz – zawołał i złapał ją za rękę a potem odwrócił ją do siebie. – Dlatego mam inną propozycję.

Kiedy złapał ją za rękę, zatrzymała się i spojrzała na niego w taki sposób, że przez krótką chwilę zastanawiał się, czy nie zrzuci go zaraz ze schodów. Nic takiego się jednak nie stało, co James uznał za dobry znak.
- Jaką propozycję? – spytała, patrząc na niego spode łba.
Wziął głęboki oddech, dokładnie formułując sobie w myślach odpowiedź, mając świadomość tego, że to co teraz powie zaważy być może nawet na jego życiu. Nie zdołał jednak powiedzieć nic więcej, bowiem oto ku jego najszczerszemu zdziwieniu Lily Evans wybuchła głośnym śmiechem.
- Co… co? – wydukał nieco ogłupiały takim obrotem sytuacji.
 Ty nigdy, nigdy się nie poddajesz, prawda? – spytała nadal się śmiejąc. – Nie ważne co zrobię ty i tak nie odpuścisz?
- No…. To znaczy…Co?
- W porządku – powiedziała rzeczowym tonem, ale jej oczy nadal zdradzały rozbawienie. –W takim razie negocjujmy. Uratujmy twoją dumę i mój święty spokój.

Lily potrząsnęła głową.
- Mowy nie ma – powiedziała stanowczym głosem, odrzucając setną już chyba propozycję. Lily wydawało się że minęła wieczność odkąd siedli i we wnęce okna na parterze by wspólnie znaleźć satysfakcjonujące oboje wyjście z tej trudnej sytuacji.
James westchnął i oparł głowę o ścianę.
- To sytuacja patowa – oznajmił wzdychają ciężko. – Odrzucasz wszystkie propozycje.
- Bo są idiotyczne – odparowała szybko Lily, chociaż nie potrafiła się nie uśmiechnąć na wspomnienie kilku z nich, między innymi pomysł rozwieszenia po całej szkole kolorowych plakatów oznajmiających iż więcej nie będzie zaklejać ludziom ust przy całej szkole. Inwencja Jamesa zaskoczyła ją nie raz tego wieczoru, a Lily bawiła się przy tym zaskakująco dobrze.
- A co powiesz na poczwórny wypad do Hogsmeade? Ja wezmę chłopaków, ty weźmiesz dziewczyny…
Lily parsknęła śmiechem.
- Po waszej ostatniej akcji w bibliotece Charlotte na wspomnienie Remusa natychmiast zmienia temat. Mary traci głowę jeśli Syriusz jest bliżej niż odległość dwóch ławek, a Emma ma ogólną awersję do chłopców.
- No to pat.
James westchnął ciężko i usiadł w myślicielskiej pozycji, marszcząc brwi a okulary zsunęły mu się na czubek nosa. Lily pochyliła głowę i przyjrzała mu się w zamyśleniu. Do tej pory była zdania, że jego nagła zmiana charakteru to tylko dobrze odegrane i zaplanowane przez niego scenki. Tego wieczora jednak kilkakrotnie przez jej głowę przebiegły myśl, że być może naprawdę się pomyliła.
- Co powiesz na to – zagadnęła, powoli i ostrożnie dobierając słowa. – Przez najbliższy rok i tak jesteśmy na siebie skazani co najmniej dwa wieczory w tygodniu.
- Jesteśmy – zgodził się James, słuchając uważnie.
- Jeśli przez…  sześć tygodni uda ci się mnie przekonać, że nie mam racji co do ciebie, poświecę ci całą sobotę w czasie listopadowego wypadu do Hogsmeade – powiedziała.     
- A ja w zamian za to dam ci spokój?
- Tak.
- Nie widzę gdzie tu zysk dla mnie? To oczywiste, że po miesiącu mnie spławisz – stwierdził przekornym tonem. Lily wzruszyła ramionami.
- Tego nie wiesz – powiedziała szybko. – Ale to chyba bardziej korzystny dla nas obojga układ niż to coś, co teraz robimy.
James zmrużył oczy i przez chwilę lustrował ją uważnym spojrzeniem. Lily zdawała sobie sprawę, że to największy akt dobrej woli jaką mu okazała od dnia, gdy po raz pierwszy zaprosił ją na randkę.
- Zgoda – powiedział w końcu. –  Naprawdę nie wierzę, że daję się na to namówić.
- Ja też – mruknęła Lily, ściskając jego dłoń.

Gruba Dama wyraziła się o nich bardzo niepochlebnie, gdy obudzili ją by wejść do wieży. Pokój Wspólny był całkowicie pusty, kominek przygaszony i wszystkie portrety chrapały smacznie w swoich ramach.
- Musi być późno – powiedziała Lily, gdy przechodzili przez przejście.
- No raczej – mruknęła Gruba Dama. James uśmiechnął się.
- Chyba tak – zgodził się, a potem dodał cicho. – Nie widziałem, żeby była taka zła od czasu gdy Peter niechcący oblał ją sokiem żurawinowym.
- Mogłam się domyślić, że to była wasza sprawka – powiedziała cicho Lily, gdy doszli do klatki schodowej oddzielającej damskie dormitoria od męskich.
- Nie zrobił tego specjalnie, po prostu… To Glizdogon – wzruszył ramionami. – Czasem wylewa pewnie rzeczy na bogu ducha winne portrety które potem nie chcą go wpuszczać do Pokoju Wspólnego przez tydzień. Tak już ma.
- Oh, to wiele wyjaśnia. Dobranoc, Potter – rzuciła krótko.
- Dobranoc Evans.

- Wytłumacz się!
James podskoczył, kiedy w ciemności zabrzmiał donośny głos Syriusza i zapaliło się światło.
- Czy ty wiesz, która jest godzina?
- Nie, ale zapewne zaraz mi powiesz, mamo – zaśmiał się James, grzebiąc w pościeli w poszukiwaniu piżamy. Syriusz poderwał się na równe nogi i obszedł łóżko przyjaciela, stając nad nim z wyrazem niezadowolenia wymalowanym na twarzy. Remus i Peter zaczęli się wybudzać, o czym świadczył zbiorowy jęk dochodzący zza kotar łóżek.
- Nawet nie próbuj – rzucił ostro Syriusz. – Jest trzecia w nocy. Trzecia.
- Poważnie?
James sięgnął po zegarek leżący na szafce i zagwizdał cicho.
- Nawet nie zauważyłem kiedy zleciało – wzruszył ramionami i wrócił do poszukiwań.
- Nie zbywaj mnie – rzucił ostro Syriusz. – Jakie mamy zasady na temat nocnego włóczenia się po szkole?
- Nie włóczyłem się. Byłem z Evans.
- Tyle czasu? – odezwał się Remus i wyjrzał zza kotary, patrząc na niego podejrzliwie. – Jesteś wyjątkowo zadowolony.
- Oh nie. Co jej zrobiłeś? – spytał Peter, wychylając się spomiędzy fałd zasłon.
- Ja…
- Złamałeś świętą zasadę włóczenia się po nocy żeby obmacywać Evans!? – zagrzmiał Syriusz. – Tego się po tobie nie spodziewałem!
- Ja nie…
- Po północy włóczyć się po zamku i okolicach tylko w towarzystwie innego Huncwota! –wyrecytował Syriusz.
- To poważne przewinienie – stwierdził Remus. – Ja za coś takiego miałem postępowanie dyscyplinarne i przez tydzień odpowiadałem za czyszczenie łazienki.
- No ale to wyjątkowa sytuacja – zauważył Peter. – Ty zasiedziałeś się w bibliotece.  A tu w końcu mówimy o obściskiwaniu się z Lily Evans.
– Nie obściskiwałem się z Evans – wtrącił szybko James, który zupełnie zapomniał o piżamie która mu zginęła. – A skoro mówimy już o zasadzie włóczenia się po zamku po północy, to czas przyznać, że jest głupia. 
Syriusz, Peter i Remus wydali zduszone okrzyki, a James szybko zatkał usta kiedy doszło do niego co powiedział.
- Nie mówiłem tego na poważnie – rzucił szybko, podnosząc ręce w geście poddania. – Powiedziałem to pod wpływem emocji.
- Jak śmiesz! – wysapał Remus. – Nie spodziewałbym się tego po tobie.
Syriusz złapał się dramatycznie za serce i wydał z siebie agonalny jęk. Peter, który siedział z twarzą ukrytą w dłoniach i kiwał się w przód i tył, oddychał głęboko powtarzając cicho to koniec, to koniec, to koniec.
­ - Już w porządku, Glizdogonie – westchnął ciężko Remus, kładąc pocieszająco dłoń na plecach przyjaciela. – Powinieneś bardziej panować nad słowami, Łapa jest bliski palpitacji.
- Dobrze wiecie, że nigdy, ale to nigdy nie wątpiłem w słuszność naszych zasad – zaczął się bronić James, chociaż wiedział w głębi ducha, że to daremny trud i za tą zniewagą przyjdzie mu zapłacić cenę większą niż sprzątanie.

Lily weszła do damskiego dormitorium najciszej jak potrafiła i starając się zachować jak najciszej, rozpoczęła trudną wędrówkę do łóżka. Z trudem powstrzymała krzyk gdy stanęła na czyjegoś buta, potknęła się o szczotkę do włosów ale kiedy uderzyła palcem u nogi o stosik książek przy łóżku Emmy z jej ust wydobyło się ciche przekleństwo.
- Lily? Lumos.
Kotara rozsunęła się a słabe światło różdżki oświetliło zaspaną twarz Emmy.
- Przepraszam – wyszeptała Lily. – Już jestem cicho.
- Która godzina?
- Nie wiem – powiedziała zgodnie z prawdą dziewczyna, podchodząc do łóżka i wyjęła z kufra piżamę. – Chyba późno.
- Jest trzecia – usłyszały zachrypnięty głos Charlotte. – Gdzie byłaś do tej pory?
- Na… Z Potterem – mruknęła Lily.
- Jak było? – do dyskusji dołączył się cichy głosik Mary. Sądząc po chrapaniu tuż obok łóżka Lily, Emma zdążyła już zasnąć.
- W porządku – powiedziała cicho Lily, kierując się do łazienki .- Wychodzi na to, że się z nim umówiłam – dodała, kiedy zamknęła za sobą.


Było trudno. Pisałam, ale głównie rzeczy, które dodam długo potem a potem gdy rozdział był prawie skończony, okazało się, że pomyliłam czas. Dlatego przepraszam, jeśli momentami może wydać się niedopracowany i chaotyczny. Niestety zaczynam teraz okres prac pisemnych – trzy recenzje na ten tydzień plus mam dwa tygodnie, żeby napisać pracę semestralną, której nawet nie zaczęłam, chodząc na zajęcia i mając na głowie nadchodzące porządki świąteczne. A to oznacza, że kolejny rozdział najpewniej dopiero po świętach.
Mam nadzieję, że długość wynagrodzi tą przerwę.


Komentarze

  1. Rozdział świetny, jak zawsze. Ciekawi mnie co będzie musiał zrobić James za swoje "wykroczenie". Podoba mi się, że Lily dała mu szansę. :)

    Czekam na kolejny rozdział.
    Życzę dużo weny i więcej wolnego czasu. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z przedmówczynią. Rozdział bardzo dobry. Czekam niecierpliwie na następny. Szkoda, że studia dopadły. No ale niestety czasem trzeba coś na uczelnię robić

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 1

Rozdział 5

Rozdział 9