Rozdział 3
Nie, absolutnie oczy was nie mylą. To nie jest żadne
ogłoszenie o tym, że rozdziału nie będzie. Wręcz przeciwnie. Rozdział dodać
miałam w poprzedni weekend i gdyby nie awaria laptopa, który zawsze wie, kiedy się zepsuć,
teraz dodawałabym pewnie już rozdział czwarty. Niestety, mój sprzęt jest
złośliwy – ma to po mamusi :D - plan zajęć nieco napięty więc to i tak cud, że
coś napisałam, chociaż nie ukrywam, a wręcz zamierzam się tym chełpić –
naprawdę pisanie tego rozdziału sprawiło mi wielką, wielką frajdę.
Rozdział 3
Lily stała tak jeszcze przez chwilę, próbując zrozumieć co
się przed chwilą stało, nim z zamyślenia wyrwał ją głos Grubej Damy.
- Zamierzasz wejść?
- Tak, przepraszam… - powiedziała. – Zamyślałam.
- Nic dziwnego – zachichotała Gruba Dama. – Każdy by się
zamyślił po czymś takim.
Lily przytaknęła bezwiednie.
- Iskierki
- powiedziała cicho Lily, a Gruba Dama przesunęła się otwierając przejście.
- Chłopaki, ja wam mówię, że to nie wyjdzie – westchnął
Remus, wyglądając zza regału z książkami.
- Masz za mało wiary, Lunatyku – oznajmił z przekonaniem
James, również wychylając się by przyjrzeć się lepiej siedzącej przy stoliku
dziewczynie. – Dasz radę.
Remus odwrócił się i spojrzał na przyjaciół.
- Ale dlaczego to muszę być ja? – spytał.- Łapa lepiej radzi sobie z dziewczynami.
- To prawda – przyznał bez przesadnej skromności Syriusz. –
Ale w tym wypadku zależy nam, żeby były komunikatywne.
Remus westchnął ciężko.
- A Glizdek? – spytał, patrząc na przyjaciela z nadzieją,
ale ten szybko potrząsnął głową i cofnął się o krok. James położył Remusowi
rękę na ramieniu.
- Tym razem tajna broń Glizdogona też nie zadziała –
powiedział z pełną powagą. – Poza tym wiesz, że to ostateczność. To musisz być
ty, Remusie. Pokładamy w tobie całą naszą nadzieję.
- Ale… - jęknął Lupin i wyjrzał zza regału. – Sam nie wiem.
Nie wydaje mi się, żeby to się udało…
- Daj spokój, przecież ją znasz – powiedział Syriusz. – Po
prostu idź i to zrób.
- Dlaczego nie zrobisz tego sam? – zapytał w końcu Jamesa Lupin,
łapiąc się ostatniej deski ratunku. –To twoja sprawa, nie moja.
- Zrobiłbym to, gdyby się dało – powiedział James. – To nic
trudnego. Po prostu idź i zapytaj.
Cała czwórka wyjrzała zza regału. Peter nieśmiało pchnął
Remusa, który potknął się o własne nogi i poleciał do przodu nieco, łapiąc
niezdarnie w ostatniej chwili równowagę. Obrócił się jeszcze raz na przyjaciół,
którzy podnieśli kciuki do góry dodając mu otuchy i zniknęli za półką, chociaż
Remus był pewny, że będą uważnie chłonąć każde słowo.
Wygładził nerwowo koszulę, poprawił torbę na ramieniu i
zbierając w sobie całą odwagę jaką posiadał, podszedł do stolika przy którym
siedział obiekt tak żywego zainteresowania Huncwotów. Przez chwilę stał tak jak
sierota, przyglądając się czubkowi głowy dziewczyny, a potem znów zerknął w
stronę kryjówki przyjaciół i wzruszył ramionami. James ponaglił go
niecierpliwym ruchem ręki.
Remus już rozważał ucieczkę, kiedy z rozważań wytrącił go
cichy głos.
- Cześć.
Spojrzał w dół i natrafił na przenikliwe spojrzenie wielkich,
jasnoniebieskich oczu Charlotte. Uśmiechnęła się.
- Co się stało? – spytała pogodnie, a Remus poczuł, że
policzki płoną mu żywym ogniem.
- Nie – powiedział. – Ja tylko się zastanawiam… Tu wolne?
Charlotte kiwnęła głową i odsunęła swoje książki, robiąc mu
miejsce. Usiadł, unikając jej spojrzenia i zaczął gorączkowo grzebać w torbie,
aż nagle zdał sobie sprawę, że wszystkie książki i przybory zostawił w
dormitorium. Czując na sobie spojrzenie towarzyszki zaczął grzebać w pustej
torbie z jeszcze większym zaangażowaniem, mając nadzieję, że dziewczyna
odpuści. Kiedy stało się jasne, że dłużej nie może tego przeciągać,
zrezygnowany wyciągnął jedyną rzecz którą udało mu się znaleźć. Zza pleców
usłyszał zbiorowy jęk przyjaciół.
Oczy Charlotte rozszerzyły się ze zdziwienia.
- Jesteśmy w bibliotece – powiedziała konspiracyjnym
szeptem, a Remus zapragnął zapaść się pod ziemię.
- Byłem u Hagrida – wybełkotał zgodnie z prawdą Remus, i
przesunął po stoliku kawałek ciasta który dał mu gajowy. – Pomyślałem, że może
zgłodniałaś.
- Dopiero co był lunch – przypomniała Charlotte, jednak
wzięła ciasto a jej policzki leciutko się zaróżowiły. Uśmiechnęła się leciutko,
pochyliła przez stolik i spojrzała na Remusa znad jasnej grzywki. – A tak
naprawdę, o chodzi?
- Ja… - Remus zamknął usta i zawahał się. - Ja tak po
prostu… Ładna dziś pogoda, prawda?
Charlotte spojrzała w stronę okna, a Remus podążył za jej
wzrokiem i jęknął. Lało jak z cebra.
- To zależy kto co lubi – odpowiedziała. Umilkli, kiedy
minęła ich bibliotekarka, a Remus zaczął gorączkowo myśleć. Miał wrażenie, że
za jego plecami ktoś się zaśmiał. Zdrajcy,
pomyślał.
- Fakt – powiedział. – Deszcz nie jest taki zły… A co u
ciebie słychać?
- Od obiadu, gdy pytałeś ostatni raz, nic nowego…
- Och. A u dziewczyn? – spytał. Oczy Charlotte rozszerzyły
nagle. Uśmiechnęła się zalotnie, przysnęła bliżej.
- A więc o to chodzi – powiedziała z uśmiechem. – A którą z
nich konkretne ci chodzi?
Remus poczuł irytację na myśl o tym, że jego policzki znów
zaczynają płonąć. Ręce trzęsły mu się tak bardzo, że musiał zacisnąć je mocno
na blacie, by to ukryć. Nagle zrobiło mu się naprawdę gorąco.
- A konkretnie… żadną – mruknął, próbując nadać swojemu głosowi
swobodnej nuty, którą zawsze w takich sytuacjach posługiwał się Syriusz.
Odniósł jednak wrażenie, że wyszło jeszcze gorzej niż wcześniej. – Tak tylko
pytam. Z ciekawości. U… Lily, na przykład?
Charlotte zachichotała.
- Oczywiście, że u Lily – zaśmiała się. Wyprostowała się na
krześle. – Myślę, że u niej wszystko w porządku.
- Mówiła… mówiła coś wczoraj? – spytał Remus, tym razem
starając się brzmieć obojętnie. Charlotte pokręciła głową rozbawiona.
- Wróciła do dormitorium późno – powiedziała dość głośno jak
na standardy biblioteki – naturalnie zasypałyśmy ją lawiną pytań, na które
odpowiedziała nieźle, poszła się myć
i zasnęła.
- Nieźle!?
Remus podskoczył, kiedy zza regału dobiegł go pełen
oburzenia głos Jamesa. Usłyszał uciszające głosy Syriusza i Petera, a potem
odgłosy szamotaniny. Kilka książek spadło z półki a James wyskoczył zza regału.
- Ale jak to, nieźle!? Tylko nieźle?
Syriusz i Peter wyszli za nim, wyraźnie niezadowoleni.
Usłyszeli kroki bibliotekarki, więc szybko zajęli miejsca przy stoliku.
- Cześć – rzucił Syriusz szeptem, a jego mina jasno mówiła,
że nie jest zachwycony obrotem spraw. Charlotte natomiast, ku wielkiej
konsternacji Remusa, nie próbowała nawet ukryć rozbawienia. Z drugiej strony,
skoro cała ta sytuacja była dla niego tak absurdalna, to może po prostu nie był
w stanie dostrzec oczywistego dla innych komizmu?
- Cześć chłopaki – powiedziała wesoło. – Co słychać?
Peter już otwierał usta, żeby odpowiedzieć, ale James nie
dał mu dojść do słowa.
- Co powiedziała Lily? – spytał, nawet nie próbując ukryć
jak bardzo wzburzony jest.
Syriusz wymamrotał coś gniewnym tonem, a Remusowi
przypomniał się wykład, jaki James wygłosił im o zachowaniu spokoju przed całą
akcją.
- Dokładnie. Powiedz nam wszystko, dokładnie tak, jak było.
- Powiedziałam. Lily wróciła do dormitorium – powiedziała
Charlotte w zamyśleniu – spytałyśmy, czy już mamy szukać twoich zwłok czy tylko
pewnych części ciała, a ona odpowiedziała, że jeszcze nie dziś.
Zmarszczyła lekko brwi, wydęła usta w dziubek i zaczęła
wyliczać na palcach.
- Potem spytałyśmy, jak było – kontynuowała – odpowiedziała,
że nieźle. Spytałyśmy, czy bardzo ją
wkurzyłeś, a ona stwierdziła, że nie i było nieźle. A potem poszła się myć.
James nie wyglądał na usatysfakcjonowanego, a Remusowi
trudno było się przyjacielowi dziwić. Sądząc z relacji, którą przekazał im
kiedy tylko wrócił – a której Lupin mimo wszystko nie do końca dowierzał - był to pierwszy raz, kiedy udało mu się
zachować przy Lily Evans względną powagę. Lupin zdawał sobie sprawę, że w
słowach przyjaciela musiało być chociaż ziarno prawdy, bo ilekroć Jamesowi
udało się rozzłościć Lily – czyli przy każdej ich rozmowie – można było to
zauważyć w jej zachowaniu. Dziś jednak obojętność Lily wobec ich osób była na
jednakowym poziomie.
- Ale… tylko nieźle? – powtórzył, a w jego głosie zabrzmiała
desperacka nuta, na co nawet Syriusz zareagował zdziwionym wyrazem twarzy. –
Nic więcej, jesteś pewna?
Charlotte przestała się uśmiechać. Przez chwilę przyglądała
mu się badawczo, a potem westchnęła ciężko i pochyliła się przez stolik.
- Mówiąc między nami – powiedziała łagodnie – biorąc pod
uwagę standardy Lily, nieźle to
naprawdę dużo. Nie jestem pewna, czy nie jest to najmilsza rzecz jaką
kiedykolwiek o tobie powiedziała, a musisz wiedzieć, że albo nie mówi nic,
albo… Same niepochlebne rzeczy.
James otworzył usta, by coś dodać, ale Charlotte była
szybsza.
- Przykro mi, że nie mogę powiedzieć ci nic więcej.
Teraz nawet Syriusz przestał okazywać zniecierpliwienie.
Poklepał Jamesa po ramieniu i wstał.
- Dzięki – powiedział do Charlotte, która posłała mi łagodny
uśmiech. – Chodźmy, nic tu po nas.
- Dzięki – mruknął James, również wstając, a za nim podniósł
się i Peter. Remus wstał jako ostatni z lekkim wahaniem.
- Dziękuję za ciastko – powiedziała Charlotte, a Remus
kiwnął tylko głową i pobiegł za przyjaciółmi.
- Kiedy już uporamy się z rudym problemem, musimy poważnie
porozmawiać na temat tego, jak wyciąga się informacje z dziewczyn – oznajmił
ostro Syriusz. Remus westchnął.
- Gdzie byłaś tyle czasu? – spytała Emma, kiedy Charlotte
usiadła wygodnie w jednym z foteli w Pokoju Wspólnym. – Szukałyśmy cię.
- W bibliotece – powiedziała zdawkowo a Emma i Mary wydały z
siebie prychnięcie. Kąciki ust Lily, która pochylała się nad wypracowaniem,
leciutko zadrżały.
- Co to miało znaczyć?
- Nic – rzuciła wymijająco Mary. – Po prostu gdybyś wyjęła
czasem nos zza książki wiedziałabyś, że pewien uroczy Krukon o ciebie pytał.
- Gdybyś ty czasem zajęła się czymś innym niż wypatrywaniem
uroczych Krukonów wiedziałabyś, że czas w bibliotece umilił mi pewien Gryfon z
przyjaciółmi – odpowiedziała Charlotte, a Emma z wrażenia upuściła pióro na
spódnicę. Nawet się tym nie przyjęła.
- Randka w bibliotece? Na coś takiego mogłaś wpaść tylko ty…
- To nie była randka! – zaprzeczyła natychmiast Charlotte. –
Po za tym, przecież powiedziałam wyraźnie, że był z przyjaciółmi.
- W takim razie co w tym ma być takiego wyjątkowego? –
zapytała Mary. Charlotte pokręciła z rozbawieniem głową. – I dlaczego uważasz,
że to bardziej warte uwagi niż fakt, że Barry Worth chce się z tobą
umówić? Ten, który warto dodać, według
większości dziewcząt w szkole znajdzie się w tegorocznej Top Piątce? – dodała z
łobuzerskim uśmiechem.
Emma wydała z siebie chichot. Top Piątka była jedną z
niewinnych zabaw, która narodziła się przypadkiem w trzeciej klasie podczas ich
pierwszego wypadu do Hogsmeade, kiedy to wywiązała się dyskusja o to, który z
chłopców w szkole jest najbliższy ideałowi. Niewinne plotki kilku trzecioklasistek
o męskiej części szkoły szybko przerodziły się w prawdziwą debatę i nim
ktokolwiek się obejrzał powstała pierwsza, całkowicie tajna lista, która – dla
zdecydowanej większości dziewczyn – stanowiła tylko doskonały pretekst do
plotek i świetnej zabawy.
- Może to, że czas umilała mi między innym wielka dwójka Top Piątki?
Na to nawet Lily podniosła głowę.
- Potter i Black? – wykrztusiła.
- Okej, wygrałaś. Zapomnij o Barrym – rzuciła szybko Emma. –
I gadaj.
- Lily- zawołała Charlotte, kiedy Evans zebrała swoje rzeczy
w pośpiechu i wypadła z Pokoju Wspólnego, wyraźnie rozeźlona. – Lily, poczekaj.
Nic im nie powiedziałam przecież…
- Dobrze wiesz, że to nie o to chodzi. Nie miał prawa…
- To nie było nic wielkiego. Prawdę mówiąc, to było naprawdę
zabawne – stwierdziła łagodnie Charlotte. – On się naprawdę przejmuje i stara.
Gdybyś tylko…
Lily potrząsnęła gwałtownie głową.
- Nie, przestań – powiedziała ostro. – Doskonale wiem, o co
mu chodzi.
- Nie, myślę, że nie wiesz… - głos Charlotte zabrzmiał nagle
stanowczo.
Całą historię
powtórzyła Lily celowo, nadając jej ton sympatycznej anegdotki i pomijając
pewne jej szczegóły, które mogłyby tylko zaszkodzić. Nigdy nie darzyła
szczególną sympatią Huncwotów, chociaż nie podzielała też całkowicie
negatywnego na ich temat zdania Lily. Uważała jednak zaangażowanie Jamesa za
nieco urocze, nawet jeśli była przekonana, że zabiera się do tego całkowicie
niewłaściwie.
- Musisz trochę wyluzować, za bardzo bierzesz to do siebie –
powiedziała. – Nie wszystko i nie wszyscy są czarno-biali. A James naprawdę się
przejmuje. Wierz lub nie, ale niewiele osób byłoby tak wytrwałych jak on. Może
warto to dla odmiany docenić.
Nie czekając na odpowiedź Lily odwróciła się i wróciła do
Pokoju Wspólnego.
- Wkopałaś go, co? – zagadnęła Mary, kiedy Charlotte opadła
z westchnieniem na fotel.
- Chyba tak – powiedziała cicho. – Miałam nadzieję, że
pomogę, ale chyba będzie tylko gorzej.
- Jest sobie sam winny – zauważyła nieśmiało Emma. –
Poniekąd.
- Daj spokój, sama dobrze wiesz, jak to jest z chłopakami w
tym wieku – prychnęła Charlotte, a Emma pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Wiem. Połowa z nich z tego wyrasta, druga połowa… -
wzruszyła ramionami - …mniej lub bardziej skutecznie udaje, że to w sobie
stłumiła.
- Ty i te twoje mądrości.
- Hej – Emma usiadła prosto. – Gdybyś sama miała czterech
barci nie wyśmiewałabyś moich mądrości. Czego zresztą nie robisz, kiedy
potrzebujesz rady w sprawie chłopaka.
- Po pierwsze – Mary zmrużyła oczy – nie krytykuję twoich
mądrości bo wszystkie wiemy, że są niezawodne, a po drugie, poprosiłam o radę
jeden, jeden jedyny raz. I chciałabym zauważyć, że okazała się kompletnym
niewypałem.
Charlotte zachichotała na wspomnienie spektakularnego
upokorzenia jakiego doznała przyjaciółka, gdy w piątej klasie zaprosiła –
zgodnie z radą Emmy – na randkę chłopaka, w którym podkochiwała się skrycie
przez kilka długich miesięcy. Widząc pełne oburzenia spojrzenie przyjaciółki,
natychmiast umilkła i przybrała zakłopotany wyraz twarzy.
- Wyjątek potwierdzający regułę – powiedziała wzniosłym
tonem Emma. – Nie związany z tematem,
tak przy okazji. Rozmawiamy o tym jednym, konkretnym przypadku…
- W zasadzie, to o czterech przypadkach – poprawiła ją
szybko Mary. – Myślałam, że już ustaliłyśmy, że stanowią integralną całość i…
- Chyba nie wyobrażasz sobie, że będą chodzić na randki jako
integralna całość? – spytała Charlotte. – Nie, żeby ktoś miał coś naprzeciwko,
ale na dłuższą metę, to nie zda egzaminu.
- A kto mówi o randkach?
- Może właśnie to jest problem? – odezwała się nagle Emma,
zanim Mary i Charlotte wdały się w dyskusję. – To, że oni zawsze są razem?
Nigdy osobno.
Zapadła krótka cisza, a dziewczęta zastanowiły się nad
słowami koleżanki.
- Czyli, że… -
zaczęła powoli Mary, wypowiadając na głos to o czym wszystkie pomyślały –
uważasz, że żeby dało się z nimi wytrzymać, trzeba ich od siebie odseparować?
Emma powoli przytaknęła.
- To niewykonalne – stwierdziła z przekonaniem Charlotte. –
Zresztą, o czym my w ogóle mówimy?
- No wiesz – Mary uśmiechnęła się. – W pewnym sensie
rozważamy jak nie dopuścić do tego, żeby nasza koleżanka z dormitorium nie
zabiła jednego z naszych kolegów, do czego zapewne w końcu dojdzie, jeśli się
nie opanuje.
- Właśnie, a skoro o tym mowa – odezwała się - Muszę o coś
spytać.
Spojrzały na nią pytająco.
- Mhm?
- Naprawdę dostałaś ciastko?
Charlotte zachichotała, a potem sięgnęła do torby i wyjęła z
niej zawinięte w kawałek papierowej chusteczki, wielkie i okrągłe ciastko.
- Rany – powiedziała Emma. – Ale on chyba nie oczekuje, że
je zjesz, co?
- Potter!
James odwrócił się jak na komendę, słysząc głos Lily, która
biegła w ich stronę korytarzem. Syriuszowi wystarczyło jedno spojrzenie by
wiedzieć, że rudowłosa jest naprawdę zła, a warto nadmienić, że rzadko kiedy
zdarzało się, żeby Lily Evans była zła i żeby można było to ocenić z daleka.
Osobiście Syriusz doświadczył jej gniewu tylko raz i po dziś dzień z bólem
serca – a także kilku innych miejsc – wspominał to wydarzenie. A raczej wolał
tego nie robić.
Tymczasem, jakżeby inaczej!, na twarzy Jamesa pojawił się
nieco głupkowaty uśmiech a jego ręka odruchowo znalazła się we włosach.
- Hej, Evans – rzucił swobodnie zupełnie nie przejmując się
wyrazem twarzy rudowłosej. – Co słychać?
- Wiem, co kombinujesz – wycedziła przez zęby. – To ci się
nie uda. Więc przestań to robić.
- W porządku – odpowiedział. – A co do dokładnie chodzi? No
wiesz, trochę się już tego nazbierało od początku roku więc…
Lily Evans nie dala się zbić z tropu. Syriusz poczuł jak
Peter i Remus dyskretnie wycofują się z zasięgu rażenia, a on sam zacisnął
palce na różdżce. Nie, żeby James pozwolił mu z niej skorzystać, ale zawsze
warto było być w pogotowiu.
- Nie próbuj tego ze mną więcej – wycedziła przez zęby, z
trudem panując nad drżeniem głosu.
Rozbrzmiał dzwon ogłaszający początek popołudniowych lekcji
i Lily odeszła w stronę sali zaklęć, zostawiając oszołomionego Jamesa, który
przez chwilę stał oszołomiony.
-Zajmijcie ją - rzucił
do przyjaciół i nie dając im innych wyjaśnień popędził za rudowłosą.
- Kim? – spytał Peter, a Syriusz rozejrzał się po korytarzu
i zatrzymał wzrok na Mary, która właśnie szła w ich stronę.
- Idziemy.
Kiedy Mary weszła do klasy zaklęć i skierowała się w stronę
swojego miejsca obok Lily, niespodziewanie drogę zastąpił jej Syriusz.
- No cześć – rzucił, uśmiechając się do niej szeroko. –
Wygląda na to, że jesteś dziś na mnie skazana.
Mary spojrzała w stronę swojego stałego miejsca obok Lily,
które było puste.
- Naprawdę?
- Sprawa wygląda tak – podjął Syriusz tonem gawędziarza. –
Możesz usiąść ze mną po dobroci, albo będę musiał zmusić cię do tego siłą.
Powiedział to z tak rozbrajającym uśmiechem, że Mary zaczęła
się poważnie zastanawiać, czy to naprawdę był żart. Syriusz w tym czasie usiadł
na swoim stałym miejscu i spojrzał na nią wyczekująco.
- No dalej, nie zjem cię. Rogacz ma sprawę do Evans –
wyjaśnił Syriusz, wzruszając ramionami. Mary spojrzała na nieświadomą niczego
Lily i stanęła przed trudnym dylematem – okazać lojalność względem koleżanki i
zając swoje miejsce, czy pozwolić sobie na znalezienie się na miejscu za które
zdecydowana większość dziewcząt dałaby się zabić. Nie zdążyła jednak podjąć
decyzji bo oto James Potter już zmierzał w stronę nieświadomej niczego Lily a
ona siedziała obok Syriusza, zastanawiając się kiedy w ogóle usiadła.
Zerknęła w jego stronę, a kiedy ich spojrzenia się spotkały,
poczuła jak palą ją policzki. Syriusz natomiast mrugnął do niej zadziornie i
zajął się wywalaniem na biurko zawartości swojej torby.
- Nie zgadzam się z tobą – oznajmił James, siadając na
miejscu Mary, która zawsze siedziała obok Lily na zaklęciach. – Nie masz racji.
- To nie jest twoje miejsce – wycedziła Lily, rozglądając
się po klasie za koleżanką, która siedziała już obok Syriusza, wyraźnie
uradowana.
- Dziś jest – powiedział James, wyciągając książkę. – A ty
nie masz racji.
- Boże, Potter, jaki ty jesteś nachalny – Lily przewróciła
oczami. – Daj mi spokój!
James nie odpowiedział, bo do klasy wszedł profesor
Flitwick.
- Nie, chyba nie – stwierdził po chwili namysłu James,
obserwując jak uczniowie z przodu pomagają wdrapać się nauczycielowi na
katedrę. – W każdym razie, wiem, co myślisz, że wiesz. I nie masz racji.
Lily postanowiła go zignorować. Odwróciła wzrok w drugą
stronę i przeklęła siarczyście, kiedy jej spojrzenie spotkało się z Severusem
Snapem. Otworzyła książkę i zaczęła udawać, że czyta.
Jamesa to nie zraziło.
- A myślisz – powiedział, pochylając się do niej – że
próbuję cię zwieść, prawda?
- Myślę, że jesteś irytujący i nachalny, masz przerośnięte
ego i łatwiej pozbyć się gnomów z ogródka niż ciebie - wypaliła Lily. Jamesa
jak zwykle to nie wzruszyło. – A teraz odczep się.
Posłała Mary pełne nienawiści spojrzenie, obiecując, że jej
za to zapłaci. Ona jednak tego nie zauważyła, pochłonięta obserwowaniem, jak
Syriusz z radością puszcza papierowe samolociki w stronę Ślizgonów.
- Byłoby łatwiej, gdybyś się w końcu zgodziła – powiedział z
rozbrajającym uśmiechem. – Dla dobra wszystkich.
- Przerabiamy ten temat od ponad roku – powiedziała Lily,
nagle zmęczona. - Czy ty kiedyś rezygnujesz?
- Nie, ale przyznaje, że czuje się dotknięty brakiem uznania
za wytrwałość – przyznał. Powiedz tak,
Lily, miej to z głowy, powiedział cichy głosik w jej głowie.
- To nie wytrwałość to, prześladowanie – stwierdziła krótko..
- To zależy z której strony na to patrzysz. W każdym razie…
– podjął niezrażony
- Załóżmy, że się zgodzę. Czy wtedy się ode mnie odczepisz
raz na zawsze? – przerwała mu z powagą. James uśmiechnął się, o ile to możliwe,
jeszcze szerzej.
- Jeśli będziesz tego chciała, to tak.
- W takim razie nie – powiedziała krótko. James zrobił
oburzoną minę ale nic więcej nie powiedział.
Kiedy zabrzmiał dzwonek obwieszczający koniec lekcji, Lily wybiegła z klasy nim
James znów zdążył się odezwać. Przez całą godzinę usta nie zamykały mu się
tylko wtedy, gdy głos zabierał nauczyciel, a że przez większość czasu ćwiczyli
zaklęcia, mówił prawie cały czas.
- Nienawidzę cię –
powiedziała do Mary. – Ciebie też – dodała do Syriusza, jakby to było
konieczne.
- To akurat nic nowego! – Zawołał za nią Black.
- Przepraszam – krzyknęła Mary, biegnąc za Lily. James
wybiegł za nimi. – Nie wiem jak to się stało!
- Daj spokój, Evans – wołał James. – Przecież wcale nie jesteś taka zła!
- To może być ciekawe – powiedział po chwili namysłu Syriusz
i też za nimi pobiegł. Remusowi i Peterowi nie trzeba było powtarzać. Nim Lily
zdążyła przejść kawałek, biegł już za nią spory tłumek uczniów.
- Nie wiesz, jak to się stało? – spytała ostro Lily Mary,
która znów się zarumieniła. Rudowłosa przewróciła oczami, dając jawny upust
swojej irytacji.
- No… - wyjąknęła dziewczyna, próbując się usprawiedliwić -…stałam
i nagle jakoś tak… siadłam.
- Dałaś się złapać na
jego śliczne oczy, znów – powiedziała z wyrzutem.
- Słyszałeś? Czy mi się wydaje, czy Evans właśnie
powiedziała, że… - Syriusz umilkł natychmiast, kiedy napotkał pełne wyrzutu
spojrzenia przyjaciela. – Nie wiem, co ona sobie myśli.
Tymczasem Mary próbowała się wybronić.
- Ja… Zgoda, może dałam im się podejść, ale daj spokój, nie
ma w tej szkole dziewczyny która chociaż raz by się na niego nie zagapiła! – wskazała
oskarżycielsko na Syriusza, a kilka osób pokiwało ze zrozumieniem głowami. –
Nawet tobie się to zdarza.
To jedno zdanie sprawiło, że zapadła głucha cisza a oczy wszystkich
zwróciły się na Lily, która poczerwieniała na twarzy. James znów spojrzał na
Syriusza, jakby
- Ja… Nie – wybełkotała. – Wcale nie.
- Tak, dokładnie tak – upierała się Mary, ignorując dziwne
machającego rękami Syriusza, który w ten sposób próbował jej pokazać, że broni się
w niewłaściwy sposób. James wpatrywał się w niego z oburzeniem, jakby fakt, że
Lily Evans się w niego wpatruje był jego winą.
- To nie prawda – powiedziała Lily, ale w jej głosie nie zabrzmiała
pewność siebie. To z kolei zauważył James, a jego oczy rozszerzyły się ze
zdziwienia i wtedy Mary zrozumiała, co tak naprawdę zrobiła.
- Łapa? Gapisz się na Łapę!?
- Nie! Nie gapię! – dodała do Mary, a potem spojrzała na
Jamesa i nim zdążył powiedzieć cokolwiek więcej, machnęła krótko różdżką, a na
jego ustach pojawiła się magiczna taśma. Gdzieś za jej plecami rozległy się
śmiechy.
- Nie – powiedziała, kiedy James zaczął się szarpać z taśmą.
– Nie gapię się, ja po prostu...
James spojrzał błagająco na przyjaciół, którzy z trudem
panowali nad odruchem wybuchnięcia śmiechem. Syriusz wpatrywał się z uporem w
sufit, a kąciki jego ust drgały leciutko, Peter grzebał w torbie, chichocząc
pod nosem a Remus wzruszył ramionami z przepraszającym uśmiechem, chociaż każdy
kto go znał wiedział, że jest w stanie z tym sobie poradzić.
- Ja po prostu...
Nikt nie dowiedział się, co po prostu robiła Lily, bo z
korytarza wyszła nagle profesor McGongall. Rozejrzała się dookła. Spojrzała na
czerwoną na twarzy Lily, potem na Mary, która wyglądała za zakłopotaną, na
starających się ukryć rozbawienie Humcwotów aż końcu na Jamesa, który szarpał się z taśmą na
swoich ustach.
- Czyja to sprawa? – spytała nauczycielka z kamiennym
wyrazem twarzy. Przez chwilę nikt nie odważył się nic powiedzieć, aż w końcu spojrzenia
Lily i McGonagall się spojrzały.
- Moja, pani profesor – wybąknęła cicho. Przez chwilę nauczycielka
przyglądała się jej z uwagą.
- Świetnie rzucone zaklęcie, Evans. Pięć punktów dla Gryffindoru.
Jak zwykle kapitalny rozdział. Mam nadzieję, że plan aż tak bardzo nie da Ci się we znaki.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział i ogólnie cały blog. :)
OdpowiedzUsuńOstatnia linijka mnie rozbroiła :D
Życzę dużo weny i czekam na kolejny rozdział :)