Rozdział 8
- Ehem.
- Spadajcie. Dziś nie piszę –
wymamrotała Paulina, przykrywając głowę szczelniej poduszką.
- Obiecałaś… - zaczął nieśmiało
James. – Przynieśliśmy ci kakao.
- Postawcie na szafce i idźcie
sobie. Powiedziałam już, że dziś nie piszę.
- Miałaś dodać rozdział…
- Tak, pamiętam, miałam dodać
rozdział w środę jeśli wygrają mecz. Nie sądziłam, że to się uda dwa razy pod
rząd, miałam jedno zdanie rozdziału i trzy dni zajęć przed sobą – powiedziała
stłumionym przez poduszkę głosem. – Źle to przekalkulowałam. A teraz idźcie.
- Powiedziałaś, że dodasz jeśli
Lewandowski strzeli gola – przypomniał oburzony Syriusz. – Kazałaś nam to
oglądać i kibicować.
- Właściwie to powiedziała, że
doda rozdział jeśli strzeli i wygrają, więc… - dodał Peter.
- Wygrali dzięki samobójowi, to…
- To w sumie bez znaczenia,
rozdział miał być w środę…
- Wydaje mi się, że się nie
zrozumieliśmy – warknęła Paulina. – Dziś nie piszę. Mam chore zatoki, a kiedy
was brałam chyba jasno powiedziałam, że to ja decyduję kiedy piszę, a nie wy.
Wypad.
- Ale...
- WYNOCHA!
Zapadła cisza i Paulina
pomyślała, że w końcu jej się udało przepędzić bohaterów. Stłumiła ziarenko
wyrzutów sumienia, które zaczęły kiełkować, przycisnęła poduszkę mocniej do
twarzy.
- Tamtych byś nie przegoniła –
powiedziała cicho Lily. – O ich urodzinach zawsze pamiętasz.
Paulina zabrała powoli poduszkę z
głowy i uniosła się nieznacznie, starając za wszelką cenę zignorować ćmiący ból
głowy. Nad jej głową wisiały kolorowe baloniki, przy łóżku stał najbrzydszy
tort jaki w życiu widziała, a bohaterowie, wystrojeni w kolorowe czapeczki byli
już przy drzwiach.
- Kurczę – westchnęła, siadając.
– Czekajcie.
Rozdział 8
Ustalenie co dokładnie zamierzają
robić w sobotę zajęło im cały środowy dyżur i kilka przerw obiadowych i bardzo
mocno zachwiało sojuszem zawartym zaledwie dwa tygodnie wcześniej. W pewnym
momencie oboje przestali liczyć te razy, gdy kalkulowali w myślach czy może
jednak nie lepiej udać się na podwieczorek tylko po to, żeby zrobić na złość
drugiemu. Lily była pewna, że oscylowało to w granicach dziesiątek, James –
setek. Gdyby ich o to wtedy spytać, pewnie też by się pokłócili. Oboje
doskonale wiedzieli, że problemem nie to, czy spędzą ten wieczór razem, czy
osobno, ale które z nich postawi na swoim. Żyjąc w głębokim przeświadczeniu, że
umowa którą zawarli przed dwoma tygodniami jest tak naprawdę porażką obojga,
postanowili dołożyć wszelkich starań, by tym razem odnieść sukces. Podczas gdy
James zawzięcie walczył o to, żeby spędzili ten czas razem – w rekompensacie za
odmowę, którą spodziewał się usłyszeć pod koniec października – najlepiej na
szkolnych błoniach lub w innym przyjemnym miejscu, Lily węszyła w tym podstęp
mający wyciągnąć ją na przedwczesną randkę – na którą poniekąd już się
zgodziła, bo na jaką osobę wyszłaby, gdyby odmówiła po tych sześciu tygodniach.
Dyskusje trwały nieprzerwanie aż do piątkowego
wieczoru, kiedy Lily zaczepiła w Pokoju Wspólnym Jamesa po wyczerpującym
treningu.
- Siedzimy razem w wieży
Gryffindoru – skapitulowała. – Tak, żeby wszyscy widzieli i nikt nie węszył.
- Zgoda – powiedział zrezygnowany
James. - Ale nie wymigasz się pracami
domowymi.
Przez chwilę myślał, że będzie
się kłóciła, ale w końcu, po długim wahaniu, zacisnęła mocno wargi i kiwnęła
głową, a potem odeszła w stronę dormitorium.
- Masz świadomość tego, że znów dałeś
jej wygrać? – zapytał rozbawiony Syriusz.
- Zamknij się – warknął James.
Zgodnie z umową jaką zawarli,
całe sobotnie popołudnie spędzili razem w Pokoju Wspólnym, pochyleni nad
pergaminami i pogrążeni w cichej rozmowie, sprawiając wrażenie sumiennie
wykonujących swoje obowiązki Prefektów Naczelnych. W rzeczywistości jednak w
czasie niespełna trzech godzin zdążyli rozegrać kilka pasjonujących partii kółka
i krzyżyka, rozwiązać niemałą ilość krzyżówek ukrytych sprytnie wśród
pergaminów, Lily nauczyła grać Jamesa w statki (które potem wspólnie
przekształcili tak, by odpowiadały realiom czarodziejskim), a także pokłócić
się niezliczoną ilość razy o to, które z nich bardziej oszukuje.
Gdy do wieży wróciła dwójka Gryfonów,
którzy zawsze uczestniczyli w spotkaniach u profesora Slughorna a Pokój Wspólny
powoli zaczął pustoszeć, odłożyli stos pergaminów na podłogę i rozłożyli
wygodnie na fotelach.
- Dlaczego nie chciałaś iść? –
zapytał nagle James, zerkając na nią ukradkiem. Lily przysunęła stopy bliżej
kominka i nic nie powiedziała.
- Myślałem, że lubisz te
spotkania i starego Slughorna.
- Bo tak jest – powiedziała po
chwili.
- Więc o co chodzi?
- Nie twój interes.
- Chyba jednak mój, skoro tak
perfidnie wykorzystałaś mnie żeby nie iść.
- Dużo członków skończyło szkołę
– powiedziała powoli Lily. – Zostało tylko kilka osób i… Nie czuję się zbyt
dobrze w ich towarzystwie. Za jakiś czas pojawią nowi i wszystko powinno wrócić
do normy.
James pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Jeśli są nieprzyjemni to możemy
zawsze…
- Nie ma takiej potrzeby –
przerwała mu szybko. – Potrafię o siebie zadbać… Właściwie, to tak się
zastanawiam – dodała nagle, patrząc na niego z uwagą. – Jak to się stało, że
żaden z was…?
James wyszczerzył zęby w szerokim
uśmiechu i Lily zrozumiała, że cokolwiek
powodowało Slughornem, nie było to przypadkowe.
- Mój ojciec go zna – wyjaśnił
rozbawiony. – Opowiadał mi o nim to i owo i uznałem, że to nie dla mnie.
- Nie słyszałam jeszcze, żeby
ktokolwiek dał radę uciec Slughornowi jeśli ten go sobie upatrzył. O nie… Co
zrobiłeś?
- Nic! – James roześmiał się,
widząc pełen oburzenia wyraz twarzy Lily. – Po prostu nie pokazuję przy nim
swoich pełnych możliwości… I mogłem raz czy dwa zrobić małe zamieszanie w jego
obecności. Z Łapą było gorzej – dodał po chwili rozbawiony. – Odpuścił mu
dopiero gdy do szkoły trafił młody.
- To… Kurczę, to genialne –
przyznała po chwili. – Przebiegłe i genialne.
James ukłonił się z wdziękiem, a
Lily uśmiechnęła szeroko, bo nagle do głowy wpadł jej pewien pomysł.
- Właściwie, to cieszę się, że mi
to powiedziałeś – uznała, uśmiechając się. – Bo chciałabym skorzystać z twojego
doświadczenia.
- Doprawdy?
Lily pokiwała głową i gestem
pokazała, że chce żeby się do niej zbliżył. Pochylili się tak, żeby nikt nie
był w stanie ich usłyszeć, chociaż było to zupełnie nie potrzebne. W Pokoju
Wspólnym zostało tylko kilka osób.
- Pomożesz mi się wymigać z
kolejnych spotkań?
- To pytanie, czy stwierdzenie?
- To zależy od ciebie –
powiedziała kusząco.
- To zależy co będę z tego miał.
- Miałam nadzieję, że to powiesz
– wyprostowała się i uśmiechnęła najszerzej jak potrafi. Jamesowi uśmiech
spełzł z twarzy. Usiadł prosto i spojrzał na nią spode łba. – Będziesz miał
święty spokój.
- Tym razem to ci się nie uda –
powiedział, bezbłędnie odgadując jej intencje. - To była sytuacja…
- Och, Panie Profesorze, tak mi
przykro – westchnęła Lily najsłodszym tonem na jaki było ją stać. Spojrzała na
Jamesa w taki sposób, że gdyby stał to niewątpliwie kolana ugięłyby się pod
nim. – Obiecałam, że spędzę ten wieczór z Jamesem Potterem, nie mogę tego
odwołać, pan wie, jak mu na tym zależy…
- To ci się nie uda – powiedział
szybko, bez przekonania.
- Oczywiście, porozmawiam z nim,
może uda mi się to przełożyć, ale tak bardzo nie lubię… Jak myślisz, możemy to
przełożyć?
- Jesteś złą osobą, Lily Evans –
mruknął James. Zaśmiała się perliście. – Masz rację, lepiej tam nie chodź, to
towarzystwo cię demoralizuje.
- Na twoim miejscu dobrze bym się
zastanowiła kto mnie demoralizuje – rzuciła czarującym tonem i wstała. –
Dziękuje za ratunek. Dobranoc, Potter.
- To się kiedyś obróci przeciw
tobie, Evans! – zawołał za nią naburmuszony. – Osiągnęłaś dno moralne, musisz
poważnie zastanowić się nad swoim zachowaniem młoda damo!
Spojrzała na niego przez ramię,
uśmiechnęła się szeroko i pomachała do niego.
- Kto różdżką wojuje od różdżki
ginie! – zakończył donośnie.
- Nie rozmawiam z tobą – oznajmił
oschle na powitanie, gdy następnego ranka Lily usiadła obok niego w Pokoju
Wspólnym.
- Gdzie pozbyłeś się reszty? – zapytała.
– Wydawało mi się, że jesteście nierozłączni.
- Ponieważ wczoraj spędziliśmy
cały wieczór we dwoje, nadrabiam prace domowe.
- Mhm.
Zapadło milczenie. James z
satysfakcją zanotował, że Lily nie odeszła. Wpatrywała się w kominek, obracając
w rękach kilka kartek.
- Będziesz tak tu siedzieć?
- Och. Nie. Czekam aż skończysz –
powiedziała niepewnie. – I zaczniesz znów ze mną rozmawiać. Z doświadczenia
wiem, że to powinno nastąpić za jakieś… - spojrzała na zegarek. – Pięć minut
temu.
- Bardzo dowcipne – uśmiechnął
się. Zamknął podręcznik i spojrzał na Lily. – Czyżby moje słowa dały ci do
myślenia i zdecydowałaś się wycofać z jawnego szantażu, którym wczoraj mnie tak
niewdzięcznie potraktowałaś?
- Nie – powiedziała bez ogródek,
ale policzki jej się zaróżowiły. – Ten… szantaż jest nadal aktualny.
James przytaknął i pochylił się
nad książkami, pewny, że to koniec rozmowy.
Lily nadal jednak nie ruszyła się z miejsca. Zerknął na nią coraz
bardziej zaintrygowany.
- Tak się zastanawiam – wypaliła
nagle – twój szlaban od chłopaków nadal obowiązuje?
Naburmuszył się.
- Niestety – powiedział.
Chociaż w pewnym momencie wydawało mu się, że
tym razem Syriusz się ugnie, przyjaciele okazali się o wiele bardziej odporni
niż udawał. Jedynym co udało mu się osiągnąć to niestrawność spowodowaną
niezliczoną ilości słodyczy, które pochłonął w ciągu tygodnia. Pogodził się
więc, że na razie muszą wystarczyć mu relacje od członków drużyny i wieczorne
treningi.
- Przykro mi… Mam coś –
powiedziała po chwili wahania. – Jako akt dobrej woli i zadośćuczynienie za to,
że jestem współwinna… twojemu cierpieniu – dodała rozbawiona. Podała mu plik
kartek, którym jeszcze chwilę temu się bawiła. James zaciekawiony sięgnął po
nie – ich palce na chwilę się spotkały, dłonie Lily były ciepłe i wilgotne.
- Powodzenia z wypracowaniem –
rzuciła szybko i wstała. James omiótł spojrzeniem prezent a potem poderwał się
na równe nogi i złapał Lily w pasie.
- Uwielbiam cię – oznajmił,
ściskając ją mocno. Pisnęła, gdy poderwał ją z ziemi. – Jesteś niesamowita,
wiesz?
- Zwariowałeś!? Puść mnie
natychmiast – zapiszczała, ale w jej głosie nie było słychać złości. James po
raz kolejny z trudem zapanował nad ochotą pocałowania jej. Zwolnił uścisk.
Lily, czerwona na twarzy, szybko
poprawiła koszulę.
- To tylko głupie wiadomości
sportowe… - powiedziała zakłopotana. – Nie myśl sobie nie wiadomo czego… I tak
je czytam, nie poświęciłam na to nie wiadomo ile czasu ani nic z tych rzeczy.
Uciekła spojrzeniem.
- Okej.
- Poza tym, miałam to
przygotowane już wcześniej – powiedziała szybko. – Chciałam, żebyś cierpiał.
Specjalnie cię przetrzymałam.
- Pewnie.
- Nie patrz tak na mnie –
zirytowała się. James uśmiechnął się szeroko.
- Jak?
- No… Tak. W ten sposób, jakbyś…
Tak jak patrzysz.
- Myślę, że chce powiedzieć,
jakby była najnowszym modelem miotły. Cześć, Evans – powiedział Syriusz,
pojawiając się obok Jamesa. – Rogaczu, ślinisz się.
- Wcale nie – powiedział James,
próbując nadać swojej twarzy inny wyraz. Usłyszał śmiech Remusa i Petera. – Nie
patrzę się tak.
- Świetnie, demoralizujesz nam
przyjaciela – westchnął Syriusz, zerkając na wycinki, które James zostawił na
fotelu. – Ta dzisiejsza młodzież, za grosz poszanowania do zasad.
- Łapo, chyba ich zawstydzasz –
odezwał się Remus, posyłając Lily przepraszający uśmiech. Teraz jej twarz
zlewała się kolorem z Pokojem Wspólnym.
- Miłej lektury – powiedziała,
unikając spojrzenia Jamesa. – Muszę iść. Cześć.
Odeszła tak szybko jak się dało.
Nie mogła uwierzyć, że to zrobiła. Gdy wpadła na ten pomysł, wydawał jej się
całkiem dobry. Czuła się trochę winna – nawet jeśli uważała ich „zasady” za
głupie – całej tej sytuacji a te kilka wycinków, które zebrała, wydawały jej
się dobrym sposobem na pokazanie, że traktuje ich umowę poważnie. Teraz jednak
zaczęła w to bardzo poważnie wątpić, a pojawienie się przyjaciół Jamesa tylko
sprawiły, że czuła się jak kompletna idiotka.
- Ej, Lily.
James dogonił ją, kiedy doszła do
klatki schodowej.
- Daj spokój, proszę – rzuciła
szybko, nie mając odwagi żeby na niego spojrzeć. – Bo zmienię zdanie i…
- Nie zdążyłem podziękować –
powiedział szybko, uśmiechając się szeroko. Z jego twarzy zniknął już głupi
wyraz z jakim patrzył na nią chwilę temu. – Dzięki.
- Potraktuj to jako zaliczkę za
przyszłe podwieczorki u Slughorna – rzuciła niedbale. James uśmiechnął się i
podał jej gazety.
- Przechowasz je dla mnie? Wolę
nie drażnić Łapy – powiedział z uśmiechem. – Chętnie przejrzę je po szlabanie.
Kto wie, może za dobre sprawowanie odda mi wcześniej książki.
- Jesteś pewny? – zapytała,
patrząc na niego ze zdziwieniem. Pokiwał głową. Zawahała się. – Ale chyba
możesz o nich rozmawiać?
Z biegiem czasu Lily zdała sobie
sprawę, że te trzy tygodnie nauczyły ją więcej o sztuce kompromisu niż całe jej
dotychczasowe życie. Zderzenia jej wyobrażenia o Jamesie z tym, czego
dowiedziała się o nim w tak krótkim czasie, wydawało jej się nierealne. Kolejny
tydzień pozwolił im wypracować pełen rytm – gdy tylko spotykali się pod
portretem Grubej Damy Lily rozpoczynała relację na temat wszystkiego, co
zdołała przeczytać w wiadomościach sportowych, pomagając sobie co jakiś czas
cytatami z artykułów, które zawsze miała przy sobie („Nikt nie powiedział, że
nie mogę czytać w twojej obecności. Black musi się trochę bardziej postarać.”).
Potem James rozpoczynał długą tyradę na temat Quidditcha – począwszy od
doniesień Lily po szczegółowe relacje z treningów, które teraz mieli prawie
codziennie.
Lily, nieprzyczajona do takich
dawek sportu, początkowo słuchała cierpliwie, ale szybko zaczęła się nudzić.
Mając w pamięci poprzednie sukcesy, postanowiła pokonać Jamesa jego własną
bronią. Podczas gdy on rozprawiał o nadchodzącym meczu, on zaczęła go zalewać
informacjami o książkach, które przeczytała, eliksirach, o których słyszała a
nawet plotkach ze świata czarodziei, które niespecjalnie ją interesowały. I
znów spotkało ją zaskoczenie. James nie tylko nie zraził się jej paplaniną –
słuchał równie cierpliwie co ona, a czasem nawet włączał się do rozmowy,
zaskakując ją znajomością rzeczy, o których nigdy by go nie posądziła.
Nim minęła połowa października
niespodziewanie ich rozmowy zaczęły przedłużać się poza ramy czasu
przeznaczonego na dyżury. Lily zmuszona była w końcu pogodzić się z tym, że
całkiem dobrze bawi się w towarzystwie Jamesa Pottera i z coraz większym lękiem
zerkała na kalendarz, który nieubłaganie zbliżał ich do końca umowy.
- To nie wygląda zbyt dobrze, co?
– zapytała rozbawiona Charlotte, dosiadając się do Lily przy stole Gryffonów. –
Czas.
- Ach – Lily spojrzała na kalendarz.
– Tak, nie wygląda to zbyt dobrze.
- Ile ci zostało? – zapytała rozbawiona
Charlotte. Lily spojrzała na nią udręczonym spojrzeniem.
- Dwa tygodnie – powiedziała zrozpaczonym
tonem. – Jakieś trzy do wypadu do Hogsmeade.
- Prognozy?
- Kiepskie – przyznała. – Sądziłam,
że będzie łatwiej, wiesz? Myślałam, że tyle nie wtrzyma, że coś zrobi, że… będzie
sobą czy coś w tym rodzaju.
Spojrzała na Charlotte, szukając
u niej poparcia.
- A nie jest sobą?
Lily westchnęła.
- Gorzej. Obawiam się, że właśnie
jest. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wcale nie uważam, że to źle, że mam
się z nim umówić – westchnęła.
-
Nie jestem pewna, czy teraz to w ogóle jakaś różnica…
- Co masz na myśli?
Charlotte otworzyła usta, ale nim
zdążyła coś powiedzieć, nad nimi pojawiła się chmara sów. Jedna z nich
podleciała do Lily i rzuciła list wprost do jej owsianki. Lily uśmiechnęła się
przepraszająco do Charlotte, rozerwała kopertę i szybko przebiegła wzrokiem
treść listu.
- W każdym razie… Co jest? –
spytała Charlotte, widząc minę Lily.
- Muszę iść – powiedziała cicho
Lily. – Zobaczymy się potem.
- A jej co? – spytała Mary, kiedy
Lily bez słowa minęła ją i Emmę i wybiegła z Wielkiej Sali. – Nie dokończyła
nawet babeczki.
- Nie jestem pewna…
- Wszystko w porządku?
Lily spojrzała zaskoczona na Jamesa Pottera, który stał dwie
ławki nad nią.
- Co tu robisz? – zapytała cicho, otulając się szczelniej
szalikiem. James rozejrzał się po trybunach z lekkim rozbawieniem.
- Przyszedłem pozamiatać – powiedział, pokazując jej miotłę,
której początkowo nie zauważyła. – Ci niesforni pierwszoklasiści strasznie
kruszą w czasie meczów.
Zszedł po schodkach i usiadł obok Lily, kładąc miotłę ławkę
niżej.
- Więc co tu robisz? – zapytał pogodnie, chowając ręce w
kieszenie szaty. – Jakieś złe wieści?
Lily spojrzała na list w swojej dłoni i zmięła go jeszcze
bardziej. Wzruszyła ramionami.
- Przypuszczam, że nie – powiedziała cicho. – Moja siostra
się zaręczyła.
Kątem oka zobaczyła błysk zaskoczenia na twarzy Jamesa,
który szybko jednak zniknął. Uśmiechnął się łagodnie.
- To chyba dobrze, prawda? – spytał a potem dodał. –
Martwisz się brakiem towarzysza na wesele? Nasza umowa niedługo dobiega końca,
więc jeśli…
- Nie sądzę, bym była zaproszona – wyrwało się cicho Lily.
Spojrzała na Jamesa który wpatrywał się w nią oszołomiony.
Tak naprawdę nie wiedziała dlaczego w ogóle mu to powiedziała – to był jej
problem i nie chciała się nim z nikim dzielić, a już zwłaszcza z Jamesem
Potterem.
Spodziewała się, że zrobi coś nieodpowiedniego, ale James
przez chwilę milczał a potem odezwał się cicho.
- Przypuszczam, że nie jesteście w najlepszych stosunkach? –
spytał z powagą. Potrząsnęła głową. – Też jest czy…?
- Nie, nie jest – powiedziała krótko. – Petunia… Nie
akceptuje tego, że jestem inna niż ona. Nie chce żeby rodzina jej narzeczonego
dowiedziała się, że ma w rodzinie takiego… - zawahała się - …kogoś takiego jak
ja.
- Hej – przerwał jej szybko James. – To na pewno nie jest
prawda.
- Obawiam się że jest – powiedziała cicho Lily i wsparła
ręce na rękach. - Skoro nie jestem mile
widziana na przyjęciu z okazji zaręczyn nie powinnam spodziewać się zaproszenia
na ślub, prawda? Będę jedynym siódmoklasistą który zostanie na święta w szkole.
- Na pewno nie – powiedział bez przekonania James. – Zawsze
zostaje kilka osób. No i zawsze możesz się z kimś zabrać na święta. To jeden z
powodów, dla których ktoś wymyślił przyjaciół, wiesz? – dodał z lekkim
uśmiechem.
- Nie sądzę, bym jakiś miała.
- Słucham? – spytał.
Lily wzruszyła ramionami, jakby to nie była jakaś wielka
sprawa.
- A… Myślałem, że dziewczyny…
- Lubimy się – powiedziała cicho, unikając jego spojrzenia.
– Ale nie przyjaźnimy się. Petunia była moją przyjaciółką, a potem…
Nie musiała kończyć, żeby James wiedział o kogo jej chodzi.
Przyjaźń Lily z Severusem Snapem była dla niego zawsze
wielką tajemnicą, nie przypuszczał jednak, że Lily nie miała tu nikogo kto
byłby jej bliższy niż Ślizgon. Uświadomienie sobie tego, jak i tego, jak mało o
niej tak naprawdę wie, było jak kubeł zimnej wody.
- A ty? –spytała nagle Lily, zmieniając temat. Odwróciła się
do niego i zaczęła nerwowo skubać kawałek papieru który kurczowo ściskała w
dłoni od początku ich rozmowy.
- Masz rodzeństwo?
- Mam Syriusza – powiedział odruchowo. – I chłopaków.
- Pytam poważnie – przewróciła oczami. – Ja odpowiedziałam
na twoje pytania.
- Jestem poważny – oznajmił, jakby to najprostsza rzecz na
świecie. – Łapa jest dla mnie jak brat i tak traktuje się go u nas w domu. Nie
ma innej rodziny.
Uniosła brwi i otworzyła usta, ale James szybko potrząsnął
głową.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi.
- To nawet… urocze, że tak się o siebie troszczycie –
stwierdziła po chwili namysłu, uśmiechając się smutno.
- Powinnaś mu to powiedzieć – oznajmił, starając się
zabrzmieć swobodnie. – Uważa, że jestem nadopiekuńczy.
Przez chwilę jej buzię rozjaśnił lekki uśmiech, a potem znów
zmarkotniała. James przesunął się trochę bliżej, szukając jakiegoś sposobu żeby
ją pocieszyć.
Nagle doszło do niego, że Lily jest znacznie bardziej
samotna niż mógł to sobie wyobrazić. Przez ten cały czas tak bardzo starał się
zwrócić na nią swoją uwagę, że w ogóle nie zauważył tego, co było przecież tak
oczywiste. Lily być może nie była sama na świecie, ale na pewno tak się czuła.
- Zrywam naszą umowę
– powiedział nagle.
Jak widzę, dla dobra tego bloga, nasz reprezentacja powinna grać o wiele częściej. Może masz jeszcze jakiś ulubiony klub? To też mogłoby ułatwić sprawę. Rozdział jak zawsze świetny. Zastanawiam się kiedy napiszesz na tym blogu coś słabszego bo, takie chwalenie jest nieco monotonne. A to poważnie to cieszę się, że piszesz więcej i mam nadzieję, że dorosłość która mnie powoli dopada, pozwoli Ci jeszcze trochę pooddychać swobodą. Pozdrawiam :) !
OdpowiedzUsuńDawno tu nie zaglądałam, za co szczerze przepraszam. Ale nadrobiłam zaległe rozdziały :) Wszystkie mi się podobają. A ten jest naprawdę ciekawy, ale jak mogłaś zakończyć w takim momencie? Teraz czekam na kolejny rozdział, żeby móc się dowiedzieć co dalej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny oraz więcej czasu na pisanie :)
Wspaniale piszesz! Jakiś czas temu wiedziona nudą dorosłego życia, postanowiłam ponownie odkryć magię i udało się również dzięki twoim blogom. Przeczytałam wszystkie i muszę przyznać, że piszesz doskonale. Mam nadzieję, że znajdziesz czas na dodawanie kolejnych rozdziałów. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńHej:) Jak tam Twoja wena?
OdpowiedzUsuń