Rozdział 10
No dobra, co tu dużo gadać. To leżało sobie długo na dysku. Najpierw był licencjat, potem brak Weny, a potem uznałam, że zachowam ciągłość zakładową i dodam, gdy jeden z naszych piłkarzy strzeli gola dla reprezentacji (Nie mogę napisać który, RODO...). Ale po sobotnim meczu doszłam do wniosku, że w ten sposób nigdy nic nie dodam, a ponieważ Pan Magisterka już chucha mi złowrogo w ucho pomyślałam, że wakacje to ostatni moment, żeby coś ruszyć, więc... Daję co mam i wracam do zakładów z samą sobą, stawiając jednak już na coś bardziej prawdopodobnego i mniej związanego ze sportem...
Rozdział 10
W dni takie jak te korytarze
szkolne świeciły pustkami. Uczniowie opuszczali ciepłe i przytulne pokoje
wspólne i sterty prac domowych by spędzić przedpołudnie wylegując się na
błoniach szkolnych i czerpać energię z ostatnich, listopadowych promieni słońca.
Nauczycieli nie dziwiła cisza, jaka zapanowała w szkole, zdziwiłby ich pewnie
(niektórych nawet zgorszył) widok Jamesa Pottera, Syriusza Blacka, Petera
Pettigrew i Remusa Lupina skrytych w ciemnej wnęce korytarzu na drugim piętrze,
obserwujących z rosnącym napięciem drzwi damskiej toalety.
Godzinę wcześniej.
Dotarcie do dormitorium jeszcze
nigdy nie zajęło im tak mało czasu, a warto nadmienić, że każdy z nich chociaż
raz pobił rekord szkoły w biegu od wieży Gryffindoru do którejś klas
lekcyjnych, w zależności od tego, na jaką lekcję był spóźniony.
Moment, w którym uświadomili sobie,
że Mapa cały czas była w kieszeni Syriusza, a peleryna w jego torbie, był
zapewne jedną z największych prób ich przyjaźni od czasu, gdy Peter zjadł
ostatnią czekoladową żabę.
Piętnaście minut później nadal
siedzieli w dormitorium, studiując uważnie mapę.
- Kolejne dwie właśnie weszły do
łazienki na trzecim piętrze – powiedział Syriusz.
- I na czwartym kolejne trzy.
- Może powinniśmy się rozdzielić? –
zaproponował Remus. – Wiemy, że poruszają się między parterem a… siódmym
piętrem.
- Gdyby jeden z nas stanął na
czatach tu – James pochylił się nad mapą. – Drugi tu, a pozostali dwaj tu i tu,
mielibyśmy na oku wszystkie piętra…
- Tak, ale mogą przechodzić też
tędy, tędy i nie zapominaj o tym przejściu – zauważył Syriusz.
Popatrzyli po sobie z wyrazem
rezygnacji na twarzy. Wybory Top Piątki – chociaż oni woleli podnosić rangę
tego wydarzenia i mówić na to Wielka Piątka – były wydarzeniem, które co roku
podwójnie uwłaczało ich dumie. Być może znieśliby jeszcze bycie na językach
całej damskiej części szkoły, która w nieznany nikomu sposób umieszczała ich na
niezrozumiałych dla nikogo listach, ale fakt, że co roku okazywały się o wiele
przebieglejsze niż oni, był nie do wybaczenia.
Od ukazania się pierwszej listy
Wielkiej Piątki Huncwoci powzięli dołożyć wszelkich starań, by na spotkanie się
włamać i poznać kryteria (niesprawiedliwego według niektórych) rankingu. Z
jakiegoś niezrozumiałego dla nich powodu, przez ostatnie trzy lata, za każdym
razem ponosili fiasko.
Pierwsze spotkanie było zdarzeniem
tak spontanicznym, że nie było mowy, żeby na nie wemknęli. Nikt nie
przypuszczał, że dziewczęta zechcą to kiedykolwiek powtórzyć – o tym, że coś
się dzieje, zorientowali się zbyt późno, by interweniować. Najbliżej sukcesu
byli na piątym roku – niemalże udało im się wejść wraz z jedną dziewczyn do
łazienki, ale pech chciał, że Syriusz zaczepił rękawem o klamkę, a zaalarmowane
dziewczyny rozproszyły się i zaczęły być uważniejsze. Kiedy kilka dni później
pojawiła się kolejna lista, stało się to dla nich sprawą honoru.
W szóstej klasie byli gotowi na
wszystko, ale okazało się, że przeciwnik jest godnym ich rywalem. Mając
świadomość tego, jak bardzo znienawidzone jest przez chłopców to wydarzenie –
Huncwoci nie byli jedynymi, którzy podjęli próbę sabotażu i wniknięcia na
spotkanie – dziewczęta zaczęły zachowywać szczególną ostrożność. Żaden z nich
nie mógł wiedzieć, że tajne obrady dokonywane były najpierw w małych grupkach i
udział brały w nich tylko dziewczęta z ich roku. Młodsze roczniki miały swoje
przedstawicielki, ale były to nieliczne spośród wielu dziewczęta, chociaż każda
mogła zabrać w tej sprawie głos. To do pierwszo, drugo i trzecioklasistek
należało zwodzenie i wprowadzanie w błąd męskiej części szkoły – krążyły
pomiędzy łazienkami i pustymi salami, przekazując przy okazji co ważniejsze
informacje i plotki, które były głównym zajęciem w czasie wyboru Top Piątki.
Nie oznaczało to, że młodsze uczennice występowały w tej zabawie tylko w roli
zmyłki. Z czasem każdy rocznik zaczął tworzyć swoją własną, nieoficjalną listę,
organizować własne spotkania i z roku na rok uczestniczek było coraz więcej.
Huncwoci dość szybko zorientowali
się, dzięki uczynności Mapy, że stała grupa dziewczyn zawsze zbiera się w
jednym miejscu i to one są mózgiem operacji. Znalezienie gniazda zajmowało im zwykle mało czasu, problemem była jednak
ochrona, przez którą nie byli w stanie się przebić. Grupki młodszych uczennicy,
które nieustannie kręciły się koło głównego miejsca obrad, kilka prostych
zaklęć i stała czujność ponad połowy szkoły była czymś, z czym nie mogli sobie
poradzić.
Co nie oznacza, że nie próbowali.
Wybory Top Piątki, które miały miejscu wiosną roku 1977 odznaczyły się w
historii Hogwartu jako wydarzenie znamienne. Huncwoci sięgnęli do wszystkich
znanych im środków – próbowali wemknąć się pod peleryną, podsłuchiwać,
wykorzystali nawet urok Syriusza, by odwrócić uwagę pierwszoklasistek.
Próbowali dywersji, przekupstwa, a próba przedostania Petera do łazienki
skończyła się zamknięciem całego korytarza na drugim piętrze i odszczurzaniem
szkoły. Mimo ich wielu interwencji lista i tak się ukazała.
Zmotywowani kolejnym niepowodzeniem
Huncwoci uroczyście przysięgli, że więcej pokonać się nie dadzą.
Należy im w tym miejscu oddać, że
zrobili wszystko, co w ich mocy, by tak się nie stało.
Musicie wiedzieć kilka rzeczy na
temat Huncwotów. Po pierwsze, słynęli z niezwykłej pomysłowości. Nie uznawali
nudy i pospolitości, co łatwo było dostrzec obserwując ich przyjaźń. Dostrzegali
zabawę tam, gdzie nikt by się jej nie doszukiwał. Za nic mieli sobie regulaminy
i zasady, chyba że chodziło o te, które sami stworzyli – a było ich wiele.
Lubili ryzyko, a jeśli chciałeś, żeby coś zrobili, wystarczyło im tego zakazać.
A przede wszystkim, prawie zawsze działali spontanicznie.
Sytuacje, w czasie których snuli
plany, można by policzyć na palcach jednej ręki. James w piątej klasie
przedstawił przyjaciołom „długodystansowy plan zdobycia Lily Evans”. W tym
samym czasie Syriusz usnuł razem z Remusem i Peterem równie długodystansowy „plan
wybicia długodystansowego planu zdobycia Lily Evans z głowy Jamesa”. Na
początku drugiej klasy cała czwórka zaczęła planować „Wielki Dowcip Życia”,
który z czasem przechrzcili na „Kryptonim – Nigdy o Tym Nie Zapomnicie”, a
potem pojawiła się nieoficjalna nazwa „Pożegnanie Hogwartu – Plan w Trzech
Aktach”, żeby w końcu uznali ją za zbyt wyrafinowaną i wrócili do pierwotnej
nazwy.
Aż w końcu wiosną 1977 roku ułożyli
„Plan Zdobycia Obrad Wielkiej Piątki”. Plan spektakularny, dokładnie
przemyślany, wymagający wielu przygotowań i poświęceń, w którym wiele rzeczy
mogło pójść nie tak, plan zagrożony ryzykiem skutków ubocznych, plan… którego
znów nie udało im się zrealizować.
Przede wszystkim zakładali, że zorientują
się wcześniej. Dotąd to wielkie (w mniemaniu niektórych) wydarzenie, odbywało
się w okolicy wiosny i towarzyszyło mu rozpoczęte kilka dni wcześniej
poruszenie – dziewczęta zbierające się w większe niż zwykle grupki, lustrujące
ich uważnymi spojrzeniami, chichocące częściej i głośniej, napięcie, wyczuwalne
u wszystkich mieszkańców zamku i przede wszystkim – plotki. W tym roku wszystko
obyło się tak szybko, że nie było mowy o realizacji nawet połowy planu.
Po małych przejściach z Mapą jasne
było, że nie mają szans na to, żeby dostać się do łazienki wraz z innymi. Nie
poskutkowało zastosowanie zaklęć szpiegujących, próba wypędzenia ich z łazienki
była bezskuteczna, a brak przygotowania i jawna zdrada, której dopuściła się
pewna czwartoklasistka, której rok temu obiecali (ku jego wielkiemu
niezadowoleniu, ale czego nie robi się dla przyjaciół) randkę z Syriuszem w
zamian za informacje, wykluczyły użycie Eliksiru Wielosokowego.
Po ponad trzech godzinach
nieustannych trudów zlegli w najciemniejszym kącie pokoju spólnego, by w
grobowym milczeniu oddać się bolesnemu przeżywaniu porażki. W takim stanie
żałości i rozpaczy spędzili resztę popołudnia, omijając obiad, gdzie na pewno
dziewczęta już żywo omawiały wyniki najnowszego plebiscytu. Nie ruszyli się,
gdy pewien nierozsądny pierwszoklasistą rzucił w Syriusza skarpetką – z troski,
jak potem tłumaczył, bo Black dość długo się nie ruszał – ani nawet wtedy, gdy
do pokoju wspólnego weszła rozchichotana Lily Evans w towarzystwie
współlokatorek.
Usiadły przy małym stoliku przy
wejściu do pokoju wspólnego. Emma wyjęła z torby kilka zwędzonych z obiadu bułeczek i
rozdzieliła je pomiędzy nimi, a kiedy dookoła zaczęły zbierać kolejne
dziewczęta, wszystkie pogrążyły się w ożywionej rozmowie, przywołując najlepsze momenty dzisiejszego
dnia.
Lily skubała swoją bułeczkę, co
jakiś czas dołączając do grupowego śmiechu, coś jednak nie pozwalało jej się do
końca wczuć w panującą wokoło atmosferę. W końcu przestała słuchać i zaczęła
rozglądać się dookoła, szukając wyjaśnienia dziwnego uczucia, że coś jest
inaczej niż zwykle.
- Co się dzieje? – zapytała cicho
Charlotte.
- Nie wiem… Widziałaś Huncwotów? –
spytała po chwili, nadal uśmiechając się zdecydowanie szerzej, niż wymagała
tego sytuacja.
- Właściwie… Nie, chyba nie –
powiedziała Charlotte. – Nie było ich na obiedzie, chyba.
- Dziwne…
- Są tam – odezwała się jedna z
drugoklasistek. – Siedzą tam od kilku godzin.
Lily wyjrzała ponad tłum
dziewczęcych głów. W pierwszej chwili nawet ich nie zauważyła, dopiero po dłuższym
wypatrywaniu dostrzegła ciemny zarys czupryny Jamesa.
- Zaraz wracam – powiedziała do
Charlotte, porywając ze stolika dwie bułeczki.
Charlotte pokiwała z politowaniem
głową, ale nic nie powiedziała, bo Mary szarpnęła ją za rękaw i już po chwili
zajęta była dyskusją.
Lily, nadal rozbawiona, przecisnęła
się między fotelami w stronę Huncwotów.
Być może sprawił to wyjątkowo dobry humor, a może po prostu zbyt mocno
przyzwyczaiła się do ich nieustającej obecności, ale wyjątkowo nieswojo poczuła
się z myślą, że nie widzieli się prawie cały dzień.
- Cześć – powitała ich radośnie i
nie czekając na powitanie, wcisnęła się na fotel obok Jamesa. – Jak leci?
W odpowiedzi Syriusz wymamrotał jej
coś pod nosem. Popatrzyła na niego zdziwiona.
- Co wam się stało? Masz bułeczkę –
powiedziała do Jamesa. – Cynamonowa.
- Dzięki, nie jestem głodny.
- W porządku, co się dzieje? –
zapytała, patrząc kolejno po każdym z nich. – Pokłóciliście się? Och, nie
mówcie, że któryś z was znów zjadł cały
zapas słodyczy – zachichotała.
Przez chwilę żaden nic nie
powiedział, a potem nagle James bardzo powoli odwrócił wzrok od ściany, w którą
wlepiał wzrok od dobrych pół godziny i spojrzał na Lily.
Jego brwi bardzo powoli zmarszczyły
się.
- Czy ty właśnie… zachichotałaś?
- Możliwe – przyznała i wgryzła się
w bułeczkę. Teraz z tym samym wyrazem podejrzenia wpatrywali się w nią Syriusz
i Remus.
- Ty nie chichoczesz – powiedział
powoli James.
- Nie prawda, właśnie to zrobiłam –
odpowiedziała rozbawiona. – Ej, co z wami?
- Nie, ty nigdy nie chichoczesz –
poprawił ją powoli James. – Czasami się uśmiechasz, zdarza ci się śmiać, ale
prawie nigdy nie chichoczesz, chyba że…
Jego oczy otworzyły się szeroko.
- Gdzie byłaś przez cały dzień?
- spytał szybko Remus. Lily wydawało
się, że usłyszała dziwną, atakującą nutę w jego głosie. Szybko odrzuciła od
siebie tą myśl.
- Z dziewczynami.
Spojrzenia, jakie jej posłali
sprawiła, że miała ochotę odsunąć się jak najdalej.
- Ty… Brałaś udział w tym
szkaradnym wydarzeniu? – spytał z niedowierzaniem James.
Lily, która w końcu przestała się
uśmiechać, popatrzyła na nich zszokowana. Nie na długo udało jej się zachować
powagę – wyrazy oburzenia na ich twarzach tak ją rozbawiły, że zaczęła się śmiać.
- Słucham?
- Wiemy, że dziś były obrady
Wielkiej Piątki Hogwartu – powiedział Syriusz urażonym tonem.
- Brałaś w tym udział? – James
spojrzał na nią z niedowierzaniem. Lily w końcu przestała się śmiać, nabierając
przekonania, że Huncwoci są poważni i mając poczucie, że ona też powinna być.
- Po pierwsze, to Top Piątka –
poprawiła ich po chwili wahania. – A po drugie, co wam do tego?
- Wszystko! – powiedział żywo
Syriusz. – Bo co roku przez kilka dni cała szkoła mówi o liście, na której są
nasze nazwiska i nikt nie wie, dlaczego!
Lily zacisnęła usta powstrzymując
się od kolejnego chichotu – przeczuwała (bardzo słusznie), że mógłby on tylko
rozjuszyć chłopaków, którzy wydawali się bardzo przejęci.
- Przecież to tylko zabawa –
usprawiedliwiła się Lily.
- Nie widzę w tym nic zabawnego –
mruknął James.
- Kiedyś wam to przypomnę.
- Czyli brałaś w tym udział? –
spytał Syriusz, a jego twarz wykrzywił znany Lily wyraz zniesmaczenia.
Wyprostowała się.
- Owszem – przyjęła wyzwanie. Peter
wydał z siebie zduszony okrzyk. – Zawsze biorę. Jestem sekretarzem – dodała z
uśmiechem. – I świetnie się bawiłam.
Wstała i zabrała bułeczkę
zszokowanemu Jamesowi.
- A dzięki wam, miałam dużo do
powiedzenia w tym roku – zakończyła, po czym obróciła się na pięcie i odeszła,
zostawiając ich w wyrazie pełnego obruszenia.
Lily spodziewała się, że Huncwoci
śmiertelnie się na nią obrażą. Była wręcz na to przygotowana, tym bardziej więc
zdziwiło ją, że w trakcie kolacji przysiedli się do niej jak zawsze.
Przez chwilę panowała pełna
niezręczności cisza, aż w końcu James odchrząknął, patrząc znacząco na
przyjaciół.
- Jesteśmy ci winni przeprosiny –
zaczął Remus po chwili, kiedy Syriusz zacisnął usta w cienką linię i spojrzał
gdzieś daleko poza Lily. – Zareagowaliśmy przesadnie.
- Rozumiemy, że waszym zamiarem nie
jest ranienie niczyich uczuć – dodał James. Cała trójka spojrzała na siedzącego
obok Lily Syriusza. Lily, z trudem panując nad śmiechem, popatrzyła na Blacka
wyczekująco.
- Au! – krzyknęła, czując nacisk
czyjegoś buta na swojej stopie. – Uważajcie.
Kąciki ust Syriusza lekko zadrgały.
James spojrzał na niego ponagalająco.
- Niech wam będzie…nie chcieliśmy
urazić twoich uczyć – wymamrotał Syriusz. – Lily.
W obawie przed niekontrolowanym
wybuchem śmiechu, pokiwała tylko głową, unikając ich spojrzeń.
- Jest nam bardzo, bardzo przykro,
że wyładowaliśmy swoją złość spowodowaną niewiedzą na twojej niewinnej niczemu
osobie… – zakończył Peter.
- Doceniam, ale nie – powiedziała
krótko Lily, krzyżując ręce na piersiach.
- Nie… Nie przyjmujesz naszych
przeprosin? – spytał oszołomiony Remus.
- Och, przyjmuję – Lily uśmiechnęła
się. – Ale nic wam nie powiem.
- My wcale nie… Dlaczego?
- Wy macie swoje tajemnice, my
swoje – oznajmiła pogodnie Lily. – To co się dzieje na obradach, na obradach
zostaje. Nic wam nie powiem – zakończyła stanowczo, widząc, jak Remus otwiera
usta.
- Daj spokój, przecież nic złego
się nie stanie – odezwał się Syriusz. -
Co takiego może robić grupka dziewcząt zamknięta w toalecie, że nie
chcecie o tym mówić?
Lily uniosła wysoko brwi.
- Chcemy tylko wiedzieć, na jakiej
zasadzie tworzycie listę, nic więcej – dodał łagodnie Peter. Lily spojrzała na nich z uwagą. Przez te
kilka tygodni, które ze sobą spędzili, Lily nauczyła się o nich dostatecznie
dużo by wiedzieć, że nie odczepią się od niej zbyt łatwo. Przekalkulowała
szybko w myślach wszystkie swoje opcje.
- Powiem wam – zaczęła ściszając
głos. – Jeśli wy mi coś powiecie.
- Nie ma sprawy – powiedział od
razu James.
- Oczywiście – zgodził się Syriusz
z podnieceniem.
- Pewnie – Remus pokiwał głową. –
To uczuciowa wymiana.
- Jasne.
- Chcę wiedzieć, co jest w Kodeksie
Huncwota.
Uśmiechnęła się widząc ich miny.
- Właściwie, to nie jest takie
ważne – powiedział od razu James.
- Innym razem – zgodził się Remus.
- Absolutnie nie – oznajmił
stanowczo Syriusz. – Skąd ona wie o Kodeksie?
- Podasz mi ziemniaki? – spytał
Peter, a Lily uśmiechnęła się do siebie w duchu. Była pewna, że ten temat już
więcej nie powróci.
Kiedyś w przyszłości.
Lily przeciągnęła się leniwie i wydała
z siebie pomruk zadowolenia. Usłyszała cichy śmiech Jamesa.
- Wyglądasz jak nasz kot – oznajmił
z rozbawieniem, widząc jej pytające spojrzenie. Roześmiała się, chwyciła zza
pleców poduszkę i cisnęła nią przez łóżko. Złapał ją bez trudu. – Dzięki.
- Jesteś bezczelny, Potter –
stwierdziła, osuwając się niżej i pociągnęła za kołdrę, którą byli przykryci.
James w odpowiedzi posłał jej pełne udawanego oburzenia spojrzenia i usiadł,
rozglądając się po sypialni.
- Widziałaś moje bokserki? –
spytał, zaglądając pod łóżko.
- Chyba zostały gdzieś na korytarzu
– powiedziała rozbawiona. – Chcesz już wstać?
- Jest trzecia po południu –
zauważył, kładąc się z powrotem. Uśmiechnęła się, kiedy zaczął kreślić
delikatne kółeczka na jej łydce. – Robię się głodny.
- Nie widzę związku między
jedzeniem i bokserkami – oznajmiła wzniosłym tonem. Podniosła się leniwie i
położyła na brzuchu, twarzą do Jamesa. – Ale jeśli bardzo ci zależy, mogę po
nie pójść – dodała, ściszając głos. Ich twarze znalazły się teraz bardzo blisko
siebie.
- Chociaż nie ukrywam, że
wolałabym, żebyś został bez nich – dodała jeszcze ciszej i pocałowała go.
James zareagował od razu – nim
zdążyła nawet pomyśleć, żeby się obrócić, już był nad nią, lekko muskając
ustami jej szyję, twarz, dekolt. A potem równie szybko jak zaczął, przerwał.
- Lily…
Wydała z siebie pomruk zadowolenia,
oczekując, że tyle wystarczy, żeby wrócił do pieszczot, ale James nie miał
takiego zamiaru. Delikatnie musnął palcami jej policzek i przysunął się bliżej.
- Lily?
- Mhm?
- Jak wybierałyście Wielką Piątkę?
- Na pierwszym miejscu był ten, o
kim w danym roku było najwięcej plotek – wymamrotała, przyciągając Jamesa bliżej
siebie i pocałowała go. James szybko się odsunął.
- Co?!
Westchnęła i otworzyła oczy. James
siedział na łóżku i patrzył na nią ogłupiały.
- Chyba nie sądziłeś, że naprawdę
ci powiem? – zapytała z leniwym uśmiechem. Teraz to James złapał za poduszkę i
rzucił w nią. – Musisz się bardziej postarać, jeśli… Ej!
No i teraz to już kontynuuj ten wątek bo teraz to ja też muszę wiedzieć jak wybierają!!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wróciłaś :) Zwłaszcza że mam bardzo kiepski dzień. Mam nadzieję, że nie trzeba będzie czekać na następny rozdział do kolejnego gola Roberta na wielkim turnieju bo to często się nie dzieje :D
OdpowiedzUsuń