Rozdział 7
A wszystko dlatego, że dziś (a w sumie to wczoraj) przed meczem obiecałam, w akcie wielkiej wiary (lub niewiary, jak kto woli), że jeśli Milik strzeli gola, dodam rozdział (którego nie skończyłam, ale często jest tak, że gdy powiem, że coś zrobię, [czego w sumie nie mogę zrobić], jeśli coś się stanie [czego chcę, ale myślę, że się nie uda], to to się dzieje. Ktoś zrozumiał?), a jeśli do tego wygramy, dobiję do 10 stron. Milik gola nie strzelił, ale wygraliśmy, dlatego idąc na kompromis i chcąc dotrzymać danego słowa, dodaję to, co mam. 10 stron nie ma, ale może zostanie mi to wybaczone :D
Rozdział 7
- Niebywałe – powiedział Syriusz, gdy rano James przekazał
im rewelacje ostatniego wieczoru.
- Ale numer – westchnął Peter.
- To wiele wyjaśnia… - mruknął zza gazety Remus. Cała trójka
spojrzała na niego zaskoczona, ale Lupin ani myślał dodać coś więcej.
Syriusz przewrócił oczami i pacnął przyjaciela w plecy,
chcąc zwrócić na siebie uwagę.
- Co wyjaśnia? – zapytał zaciekawiony James. Remus
westchnął.
- Dlaczego wczoraj cię zmiażdżyła w czasie dyskusji ze Stue.
Policzki Jamesa nieco pociemniały.
- Nie zmiażdżyła, tylko przedstawiła swoje zdanie –
powiedział.
- Zamiotła tobą podłogę – powiedział Peter i skulił się pod
wpływem morderczego spojrzenia Jamesa.
- Przyznaj, zacząłeś w tamtej chwili planować wasze wesele –
rzucił Remus.
- Nigdy w życiu nie wydawała mi się bardziej wspaniała –
westchnął ciężko James, opierając brodę na dłoniach i spojrzał tęsknie w stronę
Lily, która właśnie pogrążona była w lekturze jakiegoś opasłego tomiska. –
Ożenię się z nią. Kiedyś.
- Wątpliwe – powiedział krótko Syriusz, również przyglądając
się Lily Evans, z goła innym jednak spojrzeniem. James odwrócił się do
przyjaciela i popatrzył na niego z oburzeniem.
- Wątpisz we mnie i mój urok osobisty? – zapytał. –
Zawiodłem się na tobie.
Syriusz westchnął.
- To nie w ciebie wątpię, tylko w szczere chęci Evans -
powiedział w zamyśleniu Syriusz, nadal nie odrywając wzroku do Lily.
Syriusz podobał się dziewczynom. Trudno było znaleźć taką,
której nie zachwyciłby jego rysy twarzy, niewymuszona nonszalancja, czarujący
uśmiech i pełne blasku oczy. Sam Syriusz z tego faktu w pełni zdał sobie sprawę
stosunkowo niedawno i szybko nauczył się wykorzystywać to na swoją korzyść.
On sam nigdy jednak na dziewczyny szczególnej uwagi nie
zwracał – aż do czasu, gdy pewnego razu James oznajmił im, że chyba się
zakochał. Początkowo żaden z nich nie wziął na poważnie słów Jamesa, ale im
więcej czasu mijało, tym bardziej jasne stawało się, że James nie żartował.
Początkowo ciche i dość niegroźne zauroczenie objawiające częstszym niż to normalne
spojrzeniom kierowanym w jej stronę, stopniowo przerodziło się w próby
zwrócenia na siebie jej uwagi aż w końcu osiągnęło punkt kulminacyjny po sumach
w piątej klasie.
Syriusz nie pojmował powodów zachwytów przyjaciela nad Lily
Evans. Poświęcił wiele czasu obserwując ją aż doszedł do wniosku, że w
dziewczynie nie ma nic wyjątkowego – może poza tym, że przyjaźni się z
Severusem Snapem i całkowicie ignoruje zaloty Jamesa.
Gdy przyjaciel zaczął coraz bardziej interesować się Lily,
Syriusz postanowił w końcu interweniować. Jego próby odwrócenia uwagi
przyjaciela okazały się fatalne w skutkach. Poświęcił kilka długich dni,
szukając wśród uczennic tej, która nadawałby się dla Jamesa. Gdy w końcu udało
mu się znaleźć te odpowiednie, z którymi sądził, James byłby w stanie się
dogadać, zaczął je kolejno przedstawiać
przyjacielowi a gdy tylko ten zaczynał okazywać im odrobinę zainteresowania i
dawał wciągnąć się w rozmowę, Syriusz szybko znikał, pewny, że tym razem trafił
w dziesiątkę. W swoim genialnym planie nie zauważył jednak luki – James w końcu
przejrzał chytre zagrania Syriusza i w czasie jednego ze spotkań w Trzech
Miotłach odszedł na chwilę do baru i już nie wrócił, zostawiając przyjaciela
sam na sam ze swoją randką.
Syriusz po dziś dzień nie uwolnił się od koszmaru tego
spotkania i skutecznie wyleczył się organizowania randek – zarówno dla siebie,
jak i dla przyjaciół – i poprzysiągł sobie, że w żadnej nigdy więcej nie weźmie
udziału. Remus i Peter spędzili godziny próbując wyciągnąć z niego co takiego
zaszło w Trzech Miotłach, a gdy im się nie udało, podjęli za swoje życiowe
zadanie znalezienie zamku bogina, tylko po to, żeby sprawdzić, czy w obecności
Syriusza przybierze postać Rebbecki Miller. Jak dotąd, być może znaleźli
bogina, ale Syriusza zaciągnąć im się do niego nie udało.
To właśnie wtedy zdali sobie wszyscy sprawę – zarówno on jak
i Remus i Peter – że zauroczenie Jamesa rudowłosą to coś znacznie
poważniejszego niż przypuszczali. Syriusz nie odważył się doszukiwać jego
podłoża.
- Wiem, o czym myślisz – odezwał się nagle Remus, tak cicho
by pogrążony w zamyśleniu James ich nie usłyszał. – I myślę, że przesadzasz.
- To się źle skończy – oznajmił z gorzkim przekonaniem
Syriusz, wpatrując się w profil Lily, która właśnie zebrała książki do torby i
wstała od stołu. – Skrzywdzi go.
- Tego nie wiesz…
- Naprawdę uważasz, że się zgodzi? – zapytał Syriusz.
- Nawet jeśli, czym to się różni od tego co zawsze?
Syriusz spojrzał na Remusa i już wiedział, że nie musi
odpowiadać, bo Remus doskonale zna odpowiedź na zadane przez siebie pytanie.
Przez ostatnie dwa lata James niemal dzień zalewał ich wywodami na temat Lily
Evans. Przynajmniej raz w tygodniu zapraszał ją na randkę i dostawał kosza, by
po każdej porażce podnieść się z większym entuzjazmem. Bez względu na to, czy
kierowało nim uczucie, upór czy duma, nie ustawał w próbach zwrócenia na siebie
jej uwagi. Tym razem jednak coś się zmieniło i widział to każdy z nich – tym
razem w Jamesie obudziła się nadzieja, jakiej wcześniej nie miał. A chociaż
Syriusz pragnął się mylić, był przekonany, że prędzej w czasie pełni nie wstanie księżyc niż Lily
Evans się z nim umówić. I wiedział, że tym razem przyjaciel może się tak łatwo
nie pozbierać.
- Hej, Rogaczu – zagadną. – Co powiesz na to, żebyśmy się
dziś w nocy trochę rozerwali?
- Nie mogę uwierzyć, że do tego doszło – westchnął James,
przykładając do czoła okład z lodu. Na łóżku obok Syriusz bandażował nogę,
krzywiąc się co chwilę, podczas gdy krew powoli barwiła na czerwono biały
materiał. Peter przyglądał się im w oszołomieniu, siniak na jego nosie powoli
barwił się na fioletowo kontrastując z bielą twarzy. Remus siedział na brzegu
swojego łóżka z wyrazem winy wymalowanym na twarzy.
- Strasznie mi przykro – powtórzył cicho po raz piąty tego
ranka.
- Jeszcze słowo, a słowo Huncwota, przywalę ci – ostrzegł
Syriusz i obejrzał dokładnie swoje dzieło, po czym prychnął z irytacją i zaczął
zdejmować opatrunek. – A wydawałoby się, że po tylu latach powinienem mieć
wprawę w łataniu takich rozcięć.
- Naprawdę przepraszam.
- Daj spokój, Lunatynku, każdemu mogło się przytrafić –
machnął ręką James i skrzywił się, gdy nagle zakręciło mu się w głowie. Z
westchnieniem oparł się o ścianę, poprawiając okład.
- Z jakiegoś powodu zawsze przytrafia się to mnie i to wy
potem cierpicie…
- Ryzyko wpisane w przyjaźń – zapewnił go Syriusz. – Aj,
Peter, to nie wygląda zbyt dobrze, chyba przyda ci się mały kamuflaż – dodał,
zerkając ukradkiem na Petera. – Jeśli cię mdli, na złote gacie Merlina, idź do łazienki, bo
biedny Rogacz nie da rady dziś sprzątać.
- Nic mi nie jest – zapewnił ich Peter słabym głosem, ale
wstał. Syriusz zdjął już przesiąknięty bandaż, rzucił go niedbale o podłogę i
wyjął kolejny, czysty.
- Kończy nam się dyptam – oznajmił. – W tym roku idzie go
znacznie więcej niż zawsze.
- Starzejemy się – westchnął James, przymykając oczy. –
Peter, żyjesz?
- Nic mi nie jest – dobiegł ich z łazienki słaby głos
kolegi.
- Bardzo, bardzo przepraszam…
- Już ci mówiliśmy, to nie twoja wina – powiedział Syriusz.
– Każdemu się to mogło przytrafić.
- Jakoś nie przypominam sobie, żeby któryś z was przydeptał
kiedyś brzeg peleryny-niewidki na schodach…
- To dlatego, że jesteś wyższy niż my – mruknął James, a na
jego twarz wstąpił lekki uśmiech. – Zapomnij, Lunatyku, to nic takiego…
- Po pełni wracacie mniej pokiereszowani niż z głupiego
wypadu do Hagrida!
- Na twoim miejscu bardziej martwiłbym się tym, że za
rozrywkę uważamy wypad nocą do Hagrida – zawołał z łazienki Peter. Syriusz
pokiwał głową.
- Starzejemy się – powtórzył James.
Niespełna godzinę później, już opatrzeni i nieco bardziej
rozbudzeni, rozsiedli się wygodnie na podłodze i przy butelkach Kremowego Piwa
rozpoczęli żywą debatę na temat poprawienia jakości ich nocnego życia.
- Może wypad do Hogsmeade jutro w nocy? – zaproponował
Syriusz. – Rosmerta na pewno się za nami stęskniła.
- Jutro mam dyżur – westchnął Remus, drapiąc się po głowie z
zakłopotaniem.
- Możemy pójść, jak wrócisz – powiedział Peter.
- No nie wiem, o tej porze Pokój Wspólny jest prawie pusty,
nawet w pelerynie ciężko byłoby wyjść, żeby nikt nas nie zauważył – powiedział
James. – Może pojutrze?
- We wtorek zaczynamy transmutacją, jeśli znów się spóźnimy
rano, McGonagall nas zabije –westchnął Syriusz.
- Czyli środa w nocy – zadecydował Peter. Remus i Syriusz
przytaknęli z aprobatą. James jęknął.
- Wtedy ja mam patrol – powiedział, a przyjaciele przyjęli
to kakofonią niezadowolenia. – Czwartek?
- Mi pasuje – powiedział szybko Peter.
- Mamy zebranie Prefektów - przypomniał Remus. Zapadła
krótka cisza. – Ty też masz na nim być…
- Dajcie spokój, na pewno znajdziemy jakiś termin który nam
pasuje – powiedział Syriusz, próbując zachować entuzjazm.
- Mam trening. Ale następne dwa wieczory mam wolne…
Syriusz wydał z siebie skowyt i opadł twarzą na dywan. Peter
siedział z twarzą ukrytą w dłoniach.
- To nie moja wina, że otaczają mnie służbiści – westchnął
James, a Syriusz zaczął walić głową i nogę łóżka. Nadal siedzieli na podłodze, słońce za oknem
świeciło już dużo wyżej niż gdy zaczynali, a po podłodze walało się kilka
butelek po Kremowym Piwie i papierki po czekoladkach, które zjadł James. Między
nimi leżał kalendarz, który w pewnym momencie zdjęli ze ściany, teraz pomazany
kolorowym atramentem.
- Jeśli powiesz Lily, że opuszczę dyżur, albo Higgisowi, że
nie będzie mnie na treningu, mogę iść z tobą nawet jutro.
- Czyli wychodzi na
to, że najbliższy wolny termin to wczoraj… – zapytał Syriusz, zerkając na
przyjaciół - …i 28 października?
- Możemy to połączyć z twoimi urodzinami – zaproponował
nieśmiało Peter i szybko umilkł widząc spojrzenia przyjaciela. Remus i James
wymienili spojrzenia. Żaden nie śmiał uświadomić Syriuszowi tego, czego sam nie
zauważył.
- Co? – spytał, widząc ich niepewne miny.
- 29 jest mecz…
- A jeśli przełożysz któryś trening albo dyżur? – zapytał
Remus Jamesa. – Jeśli w którymś tygodniu ustalimy dyżury tak, żebyśmy mieli je
dzień po dniu i nadgonimy prace domowe wieczorami, może uda nam się wykaraskać
wolny weekend?
- Tak, ale pod koniec miesiąca
zaczyna się sezon i Higgins będzie pewnie chciał zrobić dodatkowe treningi
przed meczem ze Ślizgonami – westchnął James. - I tak ma do mnie pretensje, że
jestem Prefektem i mam mniej czasu…
- Trzeba by go jakoś zająć na ten
czas…
- Daj mu szlaban – mruknął
Syriusz, który nie uczestniczył już w planowaniu od dobrej godziny. Entuzjazmu
i cierpliwości starczyło mu tylko na połowę listopada i gdy James wykluczył
kolejny wolny weekend z powodu domniemanej randki z Lily Evans, zajął się wraz
z Peterem grą w szachy.
- Łapo!
- To jest jakaś myśl – podchwycił
zdesperowany James.
- Nie, nie jest – powiedział
Remus. James westchnął i walnął się na podłogę. – W takim razie ja spróbuję się
z kimś zamienić…
- Lunatyku, odpuść. Za dwa
tygodnie pełnia, odbijemy sobie wtedy… Nie mów, że pełnię też masz zajętą –
rzucił ostrzegawczo Syriusz do Jamesa, ale ten szybko potrząsnął głową.
- A gdyby po prostu wcześniej
przygotować się na transmutację i nie pozwolić Rogaczowi iść spać? – podsunął
Peter. – Wtedy nie będzie mógł zaspać, bo nie będzie spać.
- Możemy nafaszerować go
czekoladą – podchwycił szybko Remus, ignorując okrzyk oburzenia przyjaciela.
- A potem zadbamy, żeby miał
stały dostęp do kawy…
- Może jeszcze przykleicie mi
powieki do brwi magiczną taśmą!?
- To nie będzie konieczne –
zapewnił go łaskawie Syriusz. – Musimy tylko dobrze wyliczyć dawki słodyczy,
nie chcemy znów Szalonego Rogacza…
- To był jeden raz! – zaperzył
się James, a jego policzki poczerwieniały. – Może po prostu zostawicie mnie w
dormitorium, skoro tyle ze mną problemów?
- Dramatyzujesz, tylko rozważamy
możliwości – powiedział Syriusz. – To co z tymi treningami?
- Musiałbym dać szlaban całej
drużynie, bo jak znam Higginsa kazałby nam ćwiczyć nawet gdyby sam musiał wtedy
szorować nocniki – westchnął James, rozpakowując czekoladową żabę.
- No to da się zrobić, czy nie?
- Wiecie, o czym właśnie
pomyślałem? – zagadnął wieczorem Remus, podnosząc się nagle znad wypracowania
na obronę przeciw ciemnym mocom. Przyjaciele wydali z siebie zbiorowy pomruk
wyrażający zainteresowanie.
- Gdybyśmy poświęcili cały dzień
na te prace domowe, zamiast planować sobie cały miesiąc, moglibyśmy iść dziś –
powiedział. Syriusz przestał pisać i powoli podniósł głowę, a potem rozejrzał
się po dormitorium.
- Jeden. Dwa. Trzy. Cztery –
policzył cicho. – Żaden z was nie ma dziś patrolu ani treningu? Żadnych
szlabanów? Nic?
James z rozbawieniem pokiwał
głową. Peter opadł twarzą na podręcznik do eliksirów.
- Mówiłem wam, że się starzejemy.
Lily przestępowała nerwowo z nogi
na nogę, zerkając co chwilę w stronę Wielkiej Sali. Czas uciekał nieubłaganie i
wiedziała, że jeszcze chwila i zwłoki i nikt ani nic jej nie uratuje.
- W końcu – mruknęła,
dostrzegając znajomą czuprynę. Podbiegła szybko do Jamesa, złapała go za ramię
i odciągnęła od przyjaciół. – Jeśli ktoś będzie pytał w ten weekend mamy
spotkanie – powiedziała, kiedy znaleźli się poza zasięgiem wzroku innych
uczniów. – Pilne sprawy Prefektów Naczelnych, nie możemy ich przełożyć, jasne?
- Jasne – powiedział zaskoczony.
– A mamy?
- Nie. Po prostu… Po prostu to
zrób.
Odwróciła się i wyszła na
korytarz. Nie zdążyła zrobić kroku, gdy tuż obok niej pojawił się Profesor
Slughorn.
- Lily! – zawołał radośnie, a ona
od razu uśmiechnęła się szeroko. Tuż za nią pojawił się James.
- To wszystko wyjaśnia – mruknął
jej do ucha a Lily skupiła całą swoją silną wolę, żeby powstrzymać się od
rzucenia na niego jakiejś klątwy i zachować uśmiech na twarzy.
- Dzień dobry – powitała zamiast
tego nauczyciela, zerkając ukosem na Jamesa, który wydawał się szczerze
rozbawiony.
- Dzień dobry – powiedział
szybko, uśmiechając się bardzo szeroko. Lily poczuła, że przyjdzie jej za to
słono zapłacić.
- Panie Potter – powiedział
oschle profesor Slughorn i zamilkł, najwyraźniej oczekując, aż James taktycznie
odejdzie, ale ten nawet się nie ruszył, gotów wspomóc, lub pogrążyć Lily. –
Moja droga, masz jakieś plany na sobotnie popołudnie? Może wpadłabyś na
podwieczorek…?
- Oh, bardzo mi przykro, panie
profesorze, ale w tą sobotę nie mogę. Musimy przygotować grafik dyżurów na
przyszły miesiąc i…
- Zdawało mi się, że spotkanie
Prefektów jest w tym tygodniu?
- To spotkanie dla wszystkich
prefektów, grafik na ten miesiąc mamy rozpisany. Ale w tym tygodniu zaczynamy
treningi i musimy go trochę zmienić – odezwał się James.
Twarz nauczyciela nieco stężała.
- Oj, nie dobrze, bardzo
liczyłem, że przyjedziesz… Nie dasz rady wyrwać się chociaż na chwilkę? Pan
Potter nie będzie cię chyba więzić cały dzień?
Lily spojrzała szybko na Jamesa.
- Jeśli chodzi o to, że chcecie
ten dzień spędzić razem, to oczywiście, możecie przyjść we dwoje – dodał po
chwili. – Zawsze cenię sobie miłe towarzystwo.
Tego Lily się nie spodziewała, a
sądząc po oszołomionym wyrazie twarzy Jamesa, on też.
- Zrobię co w mojej mocy, żeby
nie trzymać Lily cały dzień – powiedział w końcu James, a Lily poczuła ochotę
żeby go kopnąć. – Ale mamy naprawdę dużo pracy, a rano nasza drużyna ma trening
a to jedyny wolny termin jaki mamy oboje…
- Oczywiście, rozumiem, siódmy
rok… Mnóstwo pracy. Więc co, do zobaczenia w sobotę? Liczę na ciebie, moja,
droga… Na ciebie również, Panie Potter – zwrócił się do Jamesa po chwili
wahania i odszedł.
- Bardzo, bardzo ci dziękuję –
wyszeptała Lily, nie wierząc własnym słowom. – Mało brakowało.
- Więc, co będę z tego miał? –
zapytał z bezczelnym uśmiechem.
- Proszę?
- Uratowałem ci właśnie tyłek –
powiedział, patrząc na nią z uwagą.- Czego zresztą nie rozumiem, bo odniosłem
wrażenie, że lubisz Slughorna. Więc, skoro oficjalnie mamy spędzić sobotnie
popołudnie…
- Oszukujesz – fuknęła Lily,
patrząc na niego ze złością. – Nasza umowa trwa jeszcze prawie cztery tygodnie,
więc jeśli próbujesz wyciągnąć mnie na randkę, to..
- Nie nazwałem tego randką –
powiedział szybko. – I nasza umowa nadal obowiązuje. Chcę tylko wiedzieć, jaki
mam w tym interes, żeby cię kryć.
Przez głowę Lily przewinęły się
setki możliwych klątw, które mogłaby na niego rzucić a potem spojrzała na niego
i doszło do niej coś, czego wcześniej w oszołomieniu nie zauważyła.
James Potter świetnie bawił się
jej kosztem.
- Wolę spędzić cały weekend w
towarzystwie Ślizgonów, niż to jedno popołudnie więcej z tobą – wycedziła.
James pokiwał głową.
- Czyli jednak masz wolny wieczór
w sobotę? Slughorn się ucieszy.
- Oh, bardzo, w końcu ty też
jesteś wolny – powiedziała najsłodszym głosem, na jaki było ją stać. O mało nie
parsknęła śmiechem, widząc jego minę. – Panie Pro…
- Dobra, cicho! – zawołał
spanikowany. – Rozumiem do czego zmierzasz. W tej sytuacji, obojgu nam zależy,
żeby to wypaliło.
Przytaknęła.
- Nasze alibi powinno być więc
wiarygodne.
Przez chwilę wahała się, szukając
innego wyjścia.
- Daj spokój, musisz być bardzo
zdesperowana, skoro przyszłaś do mnie – rzucił rozbawiony i pchnął ją lekko w
stronę Wielkiej Sali. – Co ci szkodzi?
- Nienawidzę cię – oznajmiła
zrezygnowana. – Więc co to za plan?
Ja nawet zakład o Milika przegrałem. I jeszcze przez 4 miesiące chłopaka nie zagra. Natomiast rozdział jak zwykle świetny i cieszę się, że tym razem przerwa nie była szczególnie długa. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńNo i okazało się, że kontuzja Milika jest jeszcze poważniejsza niż zakładano.
OdpowiedzUsuń