Rozdział 6
To zajęło mi zdecydowanie więcej czasu niż myślałam, że zajmie. Mimo wszystko, Wena ostatnio szaleje czego dowodem jest ilość fragmentów, którą wyprodukowałam w te wakacje - ośmielę się stwierdzić, że jest ich w sumie więcej niż napisałam łącznie od początku roku :) - więc cichutko liczę, że przerwy między rozdziałami się teraz zmniejszą.
Rozdział 6
Dochodziła trzecia rano gdy zaspana Emma postanowiła wstać i pójść do
łazienki. Kierując się bardziej instynktem niż wzrokiem – niezbyt zresztą
dobrym bo trzy razy uderzyła małym palcem u nogi w łóżko i raz zderzyła się ze
ścianą tuż przy drzwiach łazienki – lawirowała przez chwilę w ciemności po
dormitorium, aż w końcu, stojąc na jednej nodze, jedną dłonią ściskając obolały palec a drugą
dotykając pulsującego czoła, nacisnęła łokciem klamkę i wpadła do łazienki.
Stanęła oniemiała niecodziennym widokiem jaki się przed nią rozpostarł.
Lily – ta sama Lily, która od sześciu lat ani razu nie wstała w nocy do
łazienki, bo szkoda było jej na takie bzdury snu, która budziła się jako
ostatnia tuż przed śniadaniem, która, jeśli to tylko zależałoby od niej,
mogłaby codziennie spać do południa, ta sama Lily – leżała na podłodze
łazienki. Emma potrzebowała chwili żeby zdać sobie sprawę, że koleżanka śpi,
przytulona do własnej różdżki i przykryta Prorokiem Codziennym. Po całej
łazience porozrzucane były wycinki z gazet, kilka z nich wzbijało się w
powietrze sprzed twarzy Lily i opadało na ziemię.
Emma stała i patrzyła na to oniemiała, nie mając pojęcia co powinna z
sobą począć. W końcu – gdy przypomniała sobie, po co właściwie wstała i która
jest godzina – ruszyła powoli do śpiącej Lily.
- Hej – zawołała szeptem do ucha koleżanki. – Lily…
Mając nadal w pamięci co spotkało Pana Budzika, ostrożnie potrząsnęła
Lily i odskoczyła tak daleko, jak pozwolił jej na to umiejętności. Ku jej
zdziwieniu, Lily poruszyła się, mruknęła coś niewyraźnie a potem bardzo powoli
otworzyła oczy.
- Zaraz wstanę, jeszcze pięć minut…
Przewróciła się na drugi bok, skrzywiła a potem odezwała cicho.
- Dlaczego widzę przed sobą ubikację?
Emma nigdy nie dowiedziała się, co Lily robiła tamtej nocy w łazience.
Chociaż razem z Mary – która oczywiście dowiedziała się o wszystkim nim tylko
zdołała otworzyć rano oczy - starały się
jak mogły wyciągnąć od niej więcej szczegółów, nie usłyszały nic poza
zdawkowym:
- Musiałam coś znaleźć.
Wycinki zniknęły - a wraz z nimi odpowiedź na nurtujące ją pytania - nim
Emma zdołała się im lepiej przyjrzeć. Dlatego postanowiła zacząć lepiej
przyglądać się współlokatorce.
Dotąd to Charlotte była najbliżej nawiązania bliższych relacji z
rudowłosą, chociaż Emma nie była pewna, czy to w ogóle jest możliwe. Chociaż
Lily zawsze spędzała z nimi sporo czasu – zwłaszcza odkąd zerwała kontakty ze
Snapem – i chętnie udzielała rad – jeśli ją o coś spytały i miała coś do
powiedzenia – tak naprawdę Emma miała poczucie, że jest gdzieś poza ich
zasięgiem i tak naprawdę nie wie o niej więcej niż każda przypadkowa osoba,
która kiedykolwiek z nią rozmawiała. Podczas gdy Mary – oraz Charlotte, chociaż
w nieco mniejszym stopniu – mówiła jej o wszystkim, począwszy od takich drobiazgów
jak to w co się ubierze, na największych sekretach skończywszy (na przykład to,
że powodem dla którego w szóstej klasie zapisała się na Obronę Przed Czarną
Magią było nie nagłe zauroczenie przedmiotem, a nowym nauczycielem - za co
zresztą po dziś dzień pokutowała) – o tyle Lily nie mówiła im o sobie prawie
nic. O wszystkim co się u niej dzieje, dowiadywały się tylko jeśli zapytały –
wyjątkiem był tylko temat Jamesa Pottera, o którym Lily od pewnego czasu mówiła
bardzo dużo, bardzo chętnie i bardzo niepochlebnie.
- Daj spokój – westchnęła Charlotte, kiedy pewnego razu Emma podzieliła
się z nimi swoimi spostrzeżeniami. - Nie wszyscy są tak wylewni jak ty czy
Mary.
Chociaż w jej głosie zabrzmiała pewna siebie i autorytarna nuta, Emma
wiedziała, że Charlotte sama w to nie wierzy.
- Odpuść – westchnęła Charlotte, gdy podczas obiadu Emma wróciła do
tematu. –To pewnie nie było nic takiego.
- Nie wyglądało na to – powiedziała oschle Emma, mieszając energicznie
herbatę. – Nie widziałam, żeby ruszała się tak szybko od czasu jak rok temu
James gonił ją z… Co to właściwie było?
- Jakiś szczur – rzuciła szybko Mary, wzdrygając się na samo
wspomnienie. Charlotte potrząsnęła głową.
- To była wiewiórka – powiedziała. – Nie wiem skąd ją wziął.
- Tak właściwie, to fretka – wtrąciła się nagle rozbawiona Lily, która
pojawiła się przy stole Gryfonów znikąd. – Nadal nie wiem czym się kierował…
Emma zarumieniła się, a Charlotte posłała jej spojrzenie mówiące
„dobrze ci tak”. Lily jednak nie powiedziała nic więcej – rzuciła torbę na ławkę i usiadła obok Mary.
- Co? – spytała, sięgając po dzbanek z kawą. – No co? Oh, naprawdę,
nadal to drążycie?
- Musisz przyznać, że to było niepokojące – zauważyła Mary. Lily
zaśmiała się z niedowierzaniem.
- Mówiłam już, szukałam artykułu, który czytałam kilka dni temu..
- O czym? – spytała nagle Charlotte. Lily posłała jej pełne wyrzutu
spojrzenie, ale odpowiedziała bez wahania.
- O postępach w badaniach nad eliksirem zwalczającym powikłania po
ugryzieniach jadowitych węży z południowej Afryki – powiedziała. – Chciałam nad
tym popracować w czasie ferii w ramach pracy semestralnej.
Na taki argument żadna z nich nie miała odpowiedzi. Lily uśmiechnęła
się szeroko, wyciągnęła Proroka Codziennego i pogrążyła się w lekturze.
Lily weszła do dormitorium i zamknęła za sobą ostrożnie drzwi.
Rozejrzała się dookoła, upewniła, że jest sama i podeszła do swojego łóżka.
Delikatnie podniosła materac i wymacała dłonią obluzowaną deskę, spod której
wyjęła stertę wycinków, które zbierała całą noc. Przycupnęła na podłodze,
wyjęła podręcznik do transmutacji i wyciągnęła zza okładki kolejny wycinek,
który dołożyła do reszty. Pokręciła głową rozbawiona a potem schowała
wycinki z powrotem do swojej skrytki.
- Accio wycinki z gazet! – zawołała i uśmiechnęła się, gdy nic się nie
wydarzyło. – No.
- To wcale nie było podejrzane – usłyszała za swoimi plecami rozbawiony
głos. Westchnęła. – Myślałam, że Emma przesadza , ale teraz sama jestem ciekawa
o co tu chodzi.
Lily odwróciła się do Charlotte.
- No dalej, co to za wielka tajemnica?
- Uznasz, że to głupie – powiedziała Lily, unikając spojrzenia
współlokatorki.
- Sprawdź mnie.
Lily zawahała się, a potem sięgnęła pod materac. Gdy odwróciła się do
Charlotte, ta podskakiwała z podniecenia. Evans spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- Przepraszam – wybąknęła zakłopotana. – Chyba zbyt długo przebywałam z
dziewczynami.
- Ale to zostanie między nami, tak?
- Obiecuję.
Charlotte podeszła do Lily.
- To… Chyba musisz mi to wyjaśnić.
- Moment, co?
Charlotte roześmiała się. Przechadzali się pustym korytarzem trzeciego
piętra, zaglądając co jakiś czas w ciemne szczeliny jakby uważali, że zaraz
wydostanie się z nich jakiś krnąbrny uczeń.
Dotąd nie miewali nocnych patroli. Obowiązki Prefektów ograniczały się
zwykle do dużo bardziej prozaicznych czynności, jak kontrole korytarzy w czasie
podróży do i z szkoły, rozwieszanie ogłoszeń i pilnowanie, by pierwszoroczniacy
nie gubili się częściej nie było to konieczne. Sytuacja zmieniła się dopiero w
ubiegłym roku, gdy poza murami szkoły wzmogła się ilość ataków na uczniów
pochodzących z rodziny mugoli.
- Nie ma żadnego zagrożenia – powiedziała wtedy profesor McGonagall. –
Ale wolimy zminimalizować ryzyko.
Charlotte domyślała się, że chodziło o coś więcej. Wśród uczniów od
dłuższego czasu krążyły plotki o tym, jakby wśród Ślizgonów pojawili
Śmierciożercy. Co jakiś czas miały miejsce incydenty w których ucierpiało
kilkoro uczniów i Charlotte była pewna, że właśnie temu służyć miały dodatkowe
patrole Prefektów, chociaż żaden z nauczycieli nie powiedziałby tego na głos.
- Mówię poważnie – zaśmiała się, odgarniając włosy z twarzy. – Nawet
nie wiedziałam, że wie, gdzie tego szukać. Było ich naprawdę dużo.
- Ale… Nie sądziłem, że akurat tym się interesuje.
- Ja też – zgodziła się, a potem dodała szybko. – Tylko proszę, nie
możesz nic powiedzieć chłopakom. Obiecałam, że nikt się nie dowie.
- Zdradzasz cudze sekrety? Nie ładnie, Charlotte – powiedział Remus,
kręcąc głową, a na jego twarz wstąpił wyraz rozczarowania.
- Nie powiedziałam ci tego, bo jestem plotkarą – zaperzyła się. –
Myślałam… Myślałam, że może James ci coś wspominał. Mam dziwne wrażenie, że ma
coś z tym wspólnego.
- Oh, nie – Remus pokręcił głową. – Jest odcięty.
- Znów złamał jakąś świętą zasadę Syriusza?
Śmiech Charlotte poniósł się korytarzem. Remus westchnął, ale kąciki
jego ust zadrżały lekko od powstrzymywanego śmiechu.
- Nie powinnaś się śmiać, to…
- Poważna sprawa, wiem – powiedziała szybko Charlotte.
- O której nie powinnaś w ogóle wiedzieć. Przypomnij mi, jak to się
stało, że wiesz?
- Wygadałeś się, gdy uciekaliśmy z biblioteki po ciszy nocnej –
powiedziała chichocząc. – Przez wiele lat myślałam, że boisz się woźnego lub
bibliotekarki.
- Ja też tak myślałem.
- Kończą mi się słodycze – oznajmił James, gdy Remus wszedł do
dormitorium. – Jest po ciszy nocnej, dlaczego on nie dostał szlabanu?
- Bo miałem patrol – wyjaśnił Remus, a Syriusz zachichotał pod nosem.
James wepchnął do ust czekoladową żabę.
- Nudzi mi się – oznajmił. – To nie w porządku. Dlaczego za patrole nie
ma szlabanów, a gdy spędziłem trochę więcej czasu poza dormitorium…
- Z Evans – przypomniał Syriusz. – I nie trochę więcej, było grubo po
północy.
- Co to za różnica, czy byłem z Lily czy kimś innym? A gdybym
powiedział, że spędziłem ten czas ze Smarkiem, też dostałbym szlaban?
- To zależy co byś z nim robił – odpowiedział Peter.
Syriusz i Remus parsknęli śmiechem, a James, który właśnie odgryzł
kolejnej czekoladowej żabie głowę, wypuścił resztę z ręki.
- Zjadłeś to wszystko sam? – spytał nagle Remus, patrząc na stosik
papierków rozrzuconych wokół łóżka.
- Nudzę się.
- Nie oddam ci książek – powiedział Syriusz, szczerząc zęby w uśmiechu.
James jęknął.
- Daj spokój, dowiedliście swojego – powiedział. – Już dość
wycierpiałem.
- Nie minęły nawet trzy dni – przypomniał Remus, wyciągając piżamę.
- To najdłuższe 50 godzin, 24 minuty i 38 sekund w moim życiu - zapewnił go James. – 40 sekund. 41…
- Nie ma zmiłuj – powiedział rozbawiony Remus. James opadł na łóżko
zrezygnowany.
- Mam depresję – oznajmił. – To wasza wina! Napawajcie się moim
cierpieniem, hieny niewierne, jeśli sprawia wam to radość, ale pamiętajcie, ja
się kiedyś zemszczę za mój ból… No dalej, Łapo, tylko jeden artykuł!
Poderwał się z łóżka i posłał przyjacielowi proszące spojrzenie.
- Nie!
Westchnął naburmuszony, złapał czekoladę bez głowy, która zdołała uciec
zaledwie kawałek i wepchnął ją sobie do ust.
- Może powinniśmy mu odpuścić – zaproponował Peter. James spojrzał na
niego z nadzieją. – Jak tak dalej pójdzie to za miesiąc będzie tak
nafaszerowany czekoladą, że żadna miotła go nie utrzyma a wtedy McGonagall
zabije nas bo przegramy mecz…
Syriusz parsknął śmiechem, a Peter w ostatniej chwili uchylił się nad
lecącym w jego stronę butem.
- Tylko bez przemocy – zawołał Remus.
- Lunatyk ma rację – odezwał się Syriusz. – Wszystkie nieporozumienia
załatwiamy w czasie pełni.
- Uważaj, bo ty też oberwiesz butem – ostrzegł Remus. – Czy to moje
fasolki wszystkich smaków? – spytał Jamesa, który właśnie wysypał sobie kilka
na rękę i zaczął wrzucać do ust.
- Nie. Skąd to wnosisz?
- Może stąd, że jest na nich „Rogaczu, zabieraj łapy od moich fasolek”?
James zerknął na front opakowania.
- Faktycznie. Widać moje się skończyły.
- Jakim cudem jesteś w stanie pochłonąć takie ilości cukru? To ponad
ludzkie siły – powiedział Remus.
- Mnie bardziej zastanawia to, jak można zjeść całe opakowanie fasolek
wszystkich smaków i nie trafić na żadną obrzydliwą – powiedział Syriusz,
zabierając Jamesowi fasolkę sprzed nosa.
Natychmiast ją wypluł.
- Wymiociny – jęknął, biegnąc do dzbanka z wodą. James wrzucił kilka
kolejnych do ust.
- Talent – powiedział Remusowi. – I karma – dodał do Syriusza z
szerokim uśmiechem.
- To nagięcie wszystkich reguł – westchnął Syriusz. Remus przewrócił
oczami.
- To gwarancja spokoju – powiedział. Syriusz nie wyglądał na
przekonanego. Spojrzał na siedzącego przy kominku Jamesa, pogrążonego w entuzjastycznej rozmowie z
Stuartem Morrisonem, ścigającym drużyny Quidditcha. – Daj spokój, Łapo, od
dwóch dni nie idzie z nim wytrzymać…
- Nie jest tak źle…
- Jest – powiedział Peter. – W ciągu czterech dni, odkąd zabraliśmy mu
książki, zjadł nasz miesięczny zapas słodyczy i połowę spiżarki z kuchni…
- Skrzaty powiedziały, że jeśli przyjdzie jeszcze raz, to poproszą
Dumbledore’a o zmianę lokalizacji kuchni…Na Merlinie, Syriusz, prawie
doprowadził do buntów skrzatów domowych!
- Może jest troszkę bardziej pobudzony…
- Pobudzony jest gdy wypije rano za dużo kawy. To jest endorfinowy
dopping – powiedział ostro Remus. – W końcu mu to zaszkodzi. A jeśli nie to, to
ja, bo nie zniosę ani jednego zdania więcej na temat na Quidditcha.
- Tu chodzi o jego życie. I nasze też – zgodził się Peter.
Syriusz zawahał się.
- Nie było mowy o tym, że nie może o tym rozmawiać – poddał się w
końcu. – Niech wam będzie. Ale książek nie oddam… Niech wytrzyma chociaż do
końca tygodnia.
- Brzmi rozsądnie – odetchnął Remus.
Pokiwali głowami i ruszyli do kominka. Remus pomachał do siedzącej
niedaleko Lily i cała trójka usiadła obok przyjaciela, który był tak zajęty
dyskusją ze Stuartem, że nawet ich nie zauważył.
- …mogą przejść dalej – mówił podniesionym głosem James. – Problem nie
leży w drużynie, ale w trenerze…
- Nie ma szans, są za słabi – oznajmił stanowczo Stuart. – Jest połowa
sezonu. Nawet jeśli wygrali z Osami, nie mają szans z Tajfunami, a prędzej czy
później będą musieli z nimi zagrać.
- Nie, jeśli ci przegrają Nietoperzami z Ballycastle.
Usłyszeli prychnięcie za swoimi plecami. Rozejrzeli się dookoła, ale w
pobliżu nie było nikogo prócz Lily, która skrobała zawzięcie na marginesie książki.
- Nietoperze są świetni, ale nie aż tak. Nie wygrali dotąd ani razu z Srokami,
mają za słabego szukającego. Po za tym, nawet jeśli Sroki wygrają z Zjednoczonymi,
to…
Kolejne prychnięcie. James i Stuart rozejrzeli się i napotkali
spojrzenie Lily.
- Jakiś problem? – spytał Stuart.
- Nie – powiedziała rozbawiona Lily.
- Prychnęłaś.
- Wydawało ci się.
- Nie, jestem tego pewny. Prychnęłaś.
- To prawda – odezwał się Remus.
- Okej – powiedziała. – Prychnęłam. Zastanawiam się po prostu skąd u
was taka naiwność.
- Proszę?
- Prędzej Armaty z Chudley pogodzą się z tym że nie wejdą do turnieju
niż Sroki pokonają Zjednoczonych i przejdą dalej.
- Dość odważne stwierdzenie jak na kogoś, kto nie ma pojęcia o
Quidditchu – powiedział rozbawiony James. Lily uniosła brwi. – Skąd takie
wnioski?
- Są na to o wiele za słabi – oznajmiła tylko i pochyliła się nad
podręcznikiem. Jamesowi to nie wystarczyło.
- To najskuteczniejsza drużyna jaką mamy.
- Mhm, nie, chyba nie – powiedziała Lily. Syriusz zachłysnął się
powietrzem, James poczerwieniał na twarzy a Remus szybko odwrócił głowę by
ukryć rozbawienie.
- Dobra, to już musisz wyjaśnić.
Lily westchnęła, zamknęła książkę i odwróciła się do niego.
- Dobrze więc. Są nieźli i mają świetnego szukającego, ale to za mało
żeby awansowali do Mistrzostw Europy. Ich defensywa leży, ścigający tylko grają
na zwłokę co przy Zjednoczonych z Puddlemere nie wróży im dobrze. Nawet jeśli
dojdzie do tego meczu, w co wątpię, bo Tajfuny są w tym sezonie w wyjątkowo
dobrej formie odkąd zmienił im kapitan, nim ich szukający złapie znicz bijąc
kolejny rekord, Zjednoczeni wbiją im co najmniej dwie bramki, a tu wszystko
rozchodzi się o punkty, których na razie mają zbyt mało. Wystarczy?
Piątka chłopców wpatrywało się w Lily jakby nagle okazała się być zupełnie
inna osobą. Zebrała swoje rzeczy, wstała i wyszła nim którykolwiek zdążył coś
powiedzieć.
- Wiesz co, Rogaczu. Weź sobie te książki… - odezwał się nagle Syriusz,
wyraźnie rozbawiony. – Widać musisz się jeszcze wiele nauczyć.
- Nie wiedziałem, że interesujesz się Quidditchem – zagadnął ją
wieczorem. Lily spuściła wzrok.
- Ja… czytam rubrykę sportową w Proroku Codziennym – powiedziała tylko
cicho.
Jamesa to nie przekonało.
- To nie była wiedza, którą można zdobyć w rubryce sportowej –
stwierdził, a potem szybko spytał. – Kim była Pietrowna Porskowna?
- To rosyjska ścigająca, od której pochodzi manewr Porskownej,
polegający na fałszywym zasugerowaniu przeciwnikowi ataku na bramkę, podczas
gdy w rzeczywistości podaje się kafel graczowi znajdującemu się poniżej*.
James uśmiechnął się szeroko, kiedy Lily zatkała sobie buzię ręką.
- Tego na pewno nie nauczyłaś się z rubryki sportowej – oznajmił
rozbawiony.
Policzki Lily zapłonęły jeszcze intensywniej, a James zaczął się
zastanawiać, czy wiedział kiedykolwiek, żeby Lily się aż tak rumieniła.
- Mogłam doczytać o tym gdy nie zrozumiałam opisu manewru jak o nim
czytałam po raz pierwszy…
James zaśmiał się.
- W rubryce sportowej? – przerwał jej.
- Nie… W Qudditchu przez wieki
– wymamrotała. To sprawiło, że James zatrzymał się gwałtownie i spojrzał na
Lily Evans, jakby widział ją pierwszy raz w życiu. W zasadzie przez chwilę miał
wrażenie, że naprawdę tak jest.
Wszyscy czytali Quidditch przez
wieki. Niektórzy żartowali nawet
czasem, że to nieoficjalna lektura obowiązkowa dla każdego czarodzieja, ale
James nigdy by nie posądził o to Lily Evans, której nigdy nawet nie widział na
meczu.
- Poczekaj – powiedział powoli.
- Kenniworthy Whisp
jest dla ciebie niezrozumiały? W takim razie co, na Merlina, jeszcze przeczytałaś?
Lily odwróciła wzrok.
- Nie jest niezrozumiały. Ale jego objaśnienia wydały mi się… mało
szczegółowe i nieco zagmatwane. Witebourne
w Leksykonie Quidditcha podszedł
do tego znacznie praktyczniej niż Whisp – powiedziała krótko. – Chociaż Kompendium Boyte’a też jest niezłe. Ma
świetne ilustracje a to bardzo…
Urwała, widząc pełną oszołomienia minę Jamesa, któremu teraz dosłownie
opadła szczęka. Odwróciła z zakłopotaniem wzrok.
- Ale… - wymamrotał, próbując jakoś odnieść się do jej wypowiedzi,
jednak wszystko co udało mu się powiedzieć to: - Skąd wzięłaś ilustrowanego
Boyte’a? Myślałem, że jest nie do zdobycia.
Wzruszyła ramionami.
- Popytałam – powiedziała krótko i ruszyła przed siebie. – W Londynie
jest taki mały antykwariat, jego właściciel mi ją polecił.
James przez chwilę stał w miejscu, a potem szybko ją dogonił, a tysiące
myśli – od spontanicznych oświadczyn do prośby o pożyczenie książek – kłębiło
się w jego głowie i walczyło o pierwszeństwo wypowiedzenia.
- Nie wiedziałem, że aż tak cię to kręci – powiedział. – Wydawało mi
się, że nawet nie chodzisz na mecze.
- Byłam na wszystkich – odpowiedziała spokojnie. – I mówiłam już, że
czytam tylko rubrykę sportową… Ja po prostu…
Zawahała się, jakby mówili o czymś znacznie poważniejszym niż gra.
Przez chwilę James miał wrażenie, że Lily znów mu umknie, ale ku jego
zdziwieniu zaczęła mówić dalej.
- Po prostu… Są takie rzeczy, gdy wszyscy zapominają o całym świecie,
wszystkich nieporozumieniach i granicach…Quidditch jest czymś takim dla
czarodziei. W czasie meczu liczy się tylko gra – powiedziała, a James pokiwał
głową ze zrozumieniem.
- To miłe uczucie móc się czasem poczuć naprawdę jedną z was – wyznała
szeptem. Wystarczyło jedno spojrzenie Jamesa by zrozumiał, że tego ostatniego
wcale nie zamierzała powiedzieć. Jej policzki pokrył szkarłatny rumieniec,
odwróciła wzrok z zakłopotaniem i przyspieszyła kroku.
- Jedną z nas?
- Nie chcę o tym rozmawiać – powiedziała szybko.
- Dlaczego?
- Bo nie zamierzam ci się
zwierzać. W ogóle nie ma o czym rozmawiać…
- Poczekaj…
Szła tak szybko, że nawet jemu trudno było dotrzymać jej kroku. Czując
narastającą irytację spowodowaną uporem Lily, złapał ją za ramię i zmusił, żeby
się zatrzymała.
- To nie jest twoja sprawa, Potter – wycedziła przez zęby.
Spodziewał się, że będzie zła i był na to przygotowany. Ale w oczach
Lily Evans nie było ani śladu błysku złości towarzyszącego jej zawsze, gdy na
niego patrzyła. Wydała mu się nagle bezbronna i krucha, i było to najgorsze co
mógł zobaczyć.
Zwalczył przemożną ochotę objęcia jej i zwolnił uścisk na jej ramieniu.
Cofnęła rękę, ale nie odeszła.
- Powinniśmy wracać do wieży – powiedziała w końcu cicho. James kiwnął
głową i zawrócili w ciszy.
Czuła na sobie jego uważne spojrzenie. Była wdzięczna za to, że nie
drążył tematu, chociaż była pewna, że to jeszcze nie koniec. Cisza między nimi
zaczynała się robić coraz bardziej niezręczna, a w Lily narastała powoli
irytacja, gdy co rusz przyłapywała Jamesa na tym, jak się jej przypatruje.
- Zamierzasz w końcu przestać to robić? – spytała nagle, gdy weszli na
schody prowadzące na siódme piętro.
- Przestać co robić?
- Patrzeć na mnie jakbym była szczeniaczkiem, który się zgubił –
powiedziała ze złością. – Nie rób tego.
- Ja wcale nie…
- Owszem, robisz to… W ogóle nie powinnam pozwolić, żeby zeszło na ten temat - mruknęła
ze złością i przeskoczyła na podest nim schody się zatrzymały. Ruszyła szybkim
krokiem do portretu Grubej Damy.
- Poczekaj, Evans, przepraszam – zawołał za nią. – Nie chciałem cię
zdenerwować. Po prostu nie rozumiem…
- Oczywiście, że nie rozumiesz! – wybuchła tak nagle, że James cofnął
się zaskoczony. – Urodziłeś się czarodziejem, znasz ten świat od dziecka. Tobie
wszystko przychodzi łatwo, nie musisz się o nic martwić, bo to wszystko znasz!
- Przecież spędziłaś w zamku sześć lat, nie…
- No i co z tego? - zapytała ze złością. – Wy macie mugolznastwo, my
nie mamy poradników jak radzić sobie poza szkołą. Wiem, sprawdzałam. Co z tego,
że umiem uwarzyć Wywar Żywej śmierci, zmienić jeża w poduszkę do igieł i
stworzyć mapę nieba, skoro nie mam pojęcia o… o najprostszych aspektach życia…
Jak przechowywać żywność bez lodówki? Jak zapalić, jeśli zgubisz w nocy różdżkę,
a nie macie elekrryczności albo… Co z niepełnoletnimi czarodziejami? Czekają aż
ktoś im zapali lampki?
James patrzył na Lily zszokowany.
- Za kilka miesięcy opuścimy Hogwart a ja mam wrażenie, że nic nie
wiem. Wrócę do domu i pewnie skończę jako kelnerka w mugolskiej knajpie koło
domu… Więc tak, Potter, nie rozumiesz – zakończyła słabo i odwróciła się.
- To nie prawda.
Zatrzymała się.
- Co?
- To nie prawda, że wszystko przychodzi mi łatwo. Zgoda, może jest mi
łatwiej niż tobie, ale jeśli myślisz, że mam zaplanowane i ułożone całe swoje
życie, mylisz się. Mam tak samo marne pojęcie o swojej przyszłości jak ty.
Spojrzała na niego. Wydawał jej się zakłopotany tym wyznaniem.
- To wszystko nie jest takie trudne jak się wydaje – dodał po chwili. –
Mamy spiżarki. Jedzenie się w nich nie psuje, wystarczy proste zaklęcie. A
lampy są zwykle zasilane magią. I my też mamy bary, jeśli to jest twoje
marzenie…
Nie mogła powstrzymać uśmiechu.
- Nie jestem pewna, co jest moim marzeniem – wyznała. James przytaknął.
– Kiedyś to było prostsze.
- To jest nas dwoje… Co chciałaś robić jako dziewczynka? Może mamy coś
podobnego – dodał szybko, widząc jej podejrzliwe spojrzenie. Zawahała się, a
potem uśmiechnęła szeroko.
- No więc dobra… Chciałam zostać księżniczką – powiedziała i parsknęła
śmiechem, widząc jego minę.
- Ou… No, z tym może być problem – wyznał po chwili rozbawiony. – Ale może
dałoby się zrobić. Jeśli by dobrze poszukać, gdzieś na pewno jest jakiś wolny
książę-czarodziej.
Zachichotała na samą myśl.
- A ty? – spytała nagle. Popatrzył na nią zdziwiony. – Jakie było twoje
marzenie, kiedy byleś chłopcem.
- Nie powiem ci – powiedział szybko. – Będziesz się nabijać.
- To nie fair – zaprotestowała. – Ja ci powiedziałam…. Dobra, zgadnę
sama… Chciałeś… - zamyśliła się, a potem zatrzymała tak gwałtownie, że prawie
na niego wpadła. – Tylko nie mów, że też chciałeś być księżniczką!
- Przejrzałaś mnie – westchnął a Lily roześmiała się głośno. James
zmarszczył brwi, a potem złapał ją w pasie i pchnął w ciemną wnękę w korytarzu.
- Co rob… – zaczęła ostro, ale James szybko zatkał jej usta ręką i
wskazał głową na korytarz, na który właśnie wszedł woźny. Zabrał dłoń, jednak
odległości między nimi nadal była niebezpiecznie mała. Nadal czuła jego ramię
owinięte wokół jej tali i ciepły oddech.
– Jesteśmy Prefektami Naczelnymi, nie musimy się chować – zauważyła szeptem,
podnosząc wzrok i spojrzała Jamesowi w oczy.
Puścił ją dopiero chwilę później, kiedy kroki ucichły.
- Wiem, ale jest już sporo po ciszy nocnej a Filch nie przepuści okazji
żeby zmusić mnie do czyszczenia nocników – powiedział przepraszającym tonem.
Popatrzyła na niego podejrzliwie, pewna, że łże jak pies, a potem jakby
wbrew sobie potrząsnęła głową i nic nie powiedziała.
- Wiesz, nam też nie jest zbyt łatwo żyć wśród mugoli, nawet jeśli mamy mugolznastwo – odezwał się nagle, gdy do portretu
Grubej Damy. - Powinnaś się kiedyś zobaczyć jak wyglądają kamuflaże przy
zbiorowych imprezach w otoczeniu mugoli. Prawdziwa rewia mody mugolskiej.
Komentarze
Prześlij komentarz